Gdy na pewnym portalu społecznościowym znalazłem wpis moich znajomych, że doskonale bawili się grając w jakąś grę, a w nazwie tej gry padło słowo "pociąg" - zatrzymałem się na chwilę. Hmm... Czyżbym nie znał jakiejś drugiej, "mkolskiej" natury tych osób? Czyżby spędzali wieczory i noce, katując jakiś symulator kolejowy? Nie wierzyłem, póki nie sprawdziłem załączonego linka. Jakież było moje zdziwienie, gdy zostałem przeniesiony tu. Szanowni Państwo, proszę sobie wyobrazić, że istnieje gra planszowa "Wsiąść do pociągu", w której poruszamy się po Europie (chyba istnieje cała linia-seria tych gier, osadzonych w różnych realiach historyczno-geograficznych), odwiedzając różne miejsca i wykonując określone zadania. Brzmi interesująco, prawda? Ciekawe, tym bardziej, że owi moi znajomi nie mają nic wspólnego z uwielbieniem dla kolei (a przynajmniej ich o to nie podejrzewam), tym większe było moje zdziwienie, że taką grę posiadają, że w nią grają - i co więcej, mają z tego, jak to się mówi: niezły fun.
Szybkie oko ekonomisty dojrzy oczywiście określoną cenę, jaką sobie życzą producenci. No cóż... Za stary jestem, by prosić Świętego Mikołaja o prezenty na Boże Narodzenie... Chyba kiedyś kupię coś takiego swoim dzieciom... (Jak już je będę miał... ;) )
wtorek, 3 kwietnia 2012
Subskrybuj:
Posty (Atom)