W książce "Halinów, dawniej Skruda" (autorstwa Ewy Dziumak i Marii Raciborskiej) znalazłem reprodukcję ciekawej, przedwojennej ulotki z 1933 r., reklamującej walory Halinowa (wówczas Skrudy) - miejscowości podwarszawskiej leżącej trochę na wschód od Sulejówka.
Z kolejowego punktu widzenia bardzo interesujący jest passus o komunikacji między stolicą a "osiedlem Skruda".
Dowiadujemy się zatem, że w pierwszej połowie lat 30. przez miejscowość Halinów (Skrudę) przejeżdżały dziennie 22 pary pociągów. Jeśli dobrze rozumiem, to para pociągów oznacza 1 kurs "z" plus 1 kurs "do". W takim układzie dziś mielibyśmy dla tej samą miejscowości w dzień powszedni 41 par.
To budzi dumę - prawie dwukrotne zwiększenie ilości pociągów. Trzeba jednak przeczytać i następne zdanie. "Czas przejazdu wynosi 35 minut, a po elektryfikacji podmiejskich pociągów w roku 1935, skrócony będzie do 30%, wyniesie więc około 20 mininut." Przypomnę więc, że obecnie wg rozkładu podróż na trasie Warszawa Śródmieście-Halinów zajmuje 33 minuty. Okazuje się więc, że tabor parowozowy jeździł pokonywał tę trasę w tym samym czasie, co dziś - elektriczki! A więc nic się nie ruszyliśmy do przodu - jeśli chodzi o skracanie czas przejazdu - przez ostatnie niemal 80 lat! (Pomijam już zapowiedź skrócenia czasu przejazdu po elektryfikacji - nie wiem bowiem, na ile ona się spełniła w drugiej połowie lat 30.)
Może to dobra refleksja przy okazji przypadającej w tym roku 75. rocznicy elektryfikacji kolei terespolskiej na odcinku z Warszawy do Mińska Mazowieckiego.
niedziela, 21 lutego 2010
czwartek, 18 lutego 2010
Linia wołomińska
Przeczytane parę dni temu na Onecie:
Na szczęście poszkodowanemu udało się dotrzeć do komisariatu policji i zgłosić to zdarzenie. Tragedia ludzka pozostaje tragedią, ale nie sposób przy takiej informacji nie mieć skojarzeń nt. linii wołomińskiej. O mafii z Wołomina może jest dużo ciszej niż kilka(naście) lat temu, ale widać, że lokalni przestępcy podtrzymują wieloletnią "tradycję" rozbojów w pociągach kursujących do i z Dworca Wileńskiego. A "tradycja" to prawdziwe długie trwanie - już Tyrmand w "Złym" (lata 50. XX wieku) opisywał, że jeździć pociągami na tej trasie jest niebezpiecznie, bo właśnie zdarzają się wypadki napadów, kończące się często wypchnięciem ofiary z pociągu. Zresztą, nawet wcześniej, to między innymi na tej linii w czasie II wojny światowej działy się rzeczy opisywane w piosence:
Niezaprzeczalnym faktem jest, że linia do Wołomina i Tłuszcza - historycznie rzecz ujmując druga linia kolejowa w Warszawie (w sensie - kolej petersburska) - jest obecnie jedną z najbardziej zaniedbanych tras. (Nie śmiem porównywać jej do wyremontowanej jakiś czas temu linii do Siedlec; ale chyba nawet perony w Ursusie czy Włochach lepiej wyglądają niż krzywe i porośnięte trawą płyty chodnikowe w Kobyłce czy Wołominie-Słonecznej.) Jednak moje osobiste wspomnienia są bardziej sentymentalne. O ile się nie mylę, to właśnie tam, będąc małym brzdącem zetknąłem się z warszawsko-mazowieckimi pociągami podmiejskimi (wtedy jeszcze nie było spółki Koleje Mazowieckie). Z tamtych podróży został mi w pamięci obraz-zdjęcie ławek w pociągu wykonanych z czerwonego plastiku. Dziś jeszcze chyba większość taboru ma cały czas te same ławki, ale za parędziesiąt lat - kto wie, może będę mógł opowiadać wnukom o nich z łezką w oku (jak dziś nasi dziadkowie mogą opowiadać o parowozach)...
21-letni Jarosław G. i 25-letni Rafał T. wraz ze swoimi kolegami zaatakowali mieszkańca Ząbek w pociągu relacji Tłuszcz - Warszawa Wileńska. Gdy pociąg hamował przed następną stacją, młodzi mężczyźni wypchnęli ofiarę przestępstwa z pociągu.
(http://wiadomosci.onet.pl/2682,2128195,wydarzenie_lokalne.html)
Na szczęście poszkodowanemu udało się dotrzeć do komisariatu policji i zgłosić to zdarzenie. Tragedia ludzka pozostaje tragedią, ale nie sposób przy takiej informacji nie mieć skojarzeń nt. linii wołomińskiej. O mafii z Wołomina może jest dużo ciszej niż kilka(naście) lat temu, ale widać, że lokalni przestępcy podtrzymują wieloletnią "tradycję" rozbojów w pociągach kursujących do i z Dworca Wileńskiego. A "tradycja" to prawdziwe długie trwanie - już Tyrmand w "Złym" (lata 50. XX wieku) opisywał, że jeździć pociągami na tej trasie jest niebezpiecznie, bo właśnie zdarzają się wypadki napadów, kończące się często wypchnięciem ofiary z pociągu. Zresztą, nawet wcześniej, to między innymi na tej linii w czasie II wojny światowej działy się rzeczy opisywane w piosence:
Na dworze jest mrok,
W pociągu jest tłok,
Zaczyna się więc sielanka.
[...]
Teraz jest wojna!
Niezaprzeczalnym faktem jest, że linia do Wołomina i Tłuszcza - historycznie rzecz ujmując druga linia kolejowa w Warszawie (w sensie - kolej petersburska) - jest obecnie jedną z najbardziej zaniedbanych tras. (Nie śmiem porównywać jej do wyremontowanej jakiś czas temu linii do Siedlec; ale chyba nawet perony w Ursusie czy Włochach lepiej wyglądają niż krzywe i porośnięte trawą płyty chodnikowe w Kobyłce czy Wołominie-Słonecznej.) Jednak moje osobiste wspomnienia są bardziej sentymentalne. O ile się nie mylę, to właśnie tam, będąc małym brzdącem zetknąłem się z warszawsko-mazowieckimi pociągami podmiejskimi (wtedy jeszcze nie było spółki Koleje Mazowieckie). Z tamtych podróży został mi w pamięci obraz-zdjęcie ławek w pociągu wykonanych z czerwonego plastiku. Dziś jeszcze chyba większość taboru ma cały czas te same ławki, ale za parędziesiąt lat - kto wie, może będę mógł opowiadać wnukom o nich z łezką w oku (jak dziś nasi dziadkowie mogą opowiadać o parowozach)...
Etykiety:
przestępczość,
Tłuszcz,
Warszawa Wileńska,
Wołomin,
Ząbki
Subskrybuj:
Posty (Atom)