Najwyższy czas przedstawić obiecany opis drogi powrotnej z Wilna do Warszawy. Z punktu widzenia rozkładu jazdy połączenie jest analogiczne, jak w stronę na Litwę. Osobowy pociąg litewski zawozi nas do stacji Šeštokai, gdzie przesiadamy się na pociąg Hańcza - oba pociągi są skomunikowane, nie ma więc żadnego ewentualnego ryzyka przesiadkowego. (To ryzyko to temat ciekawy, znany zapewne tym, którzy z jednej strony lubią - bądź muszą - korzystać z takich przesiadkowych połączeń, a z drugiej - wiedzą z doświadczenia, że rozkłady jazdy swoje, a życie - swoje. Ale o tym może przy innej okazji.)
Pociąg rusza z Wilna w samo południe (oczywiście tamtejszego czasu). Warto wspomnieć tu o wileńskim dworcu i ogólnie o obsłudze, jaką serwuje firma Lietuvos geležinkeliai. Podróżny z Polski będzie z szokowany już od momentu przekroczenia progu dworca kolejowego w Wilnie (załóżmy, że przyjechał innym środkiem lokomocji, a ten moment jest jego pierwszym zetknięciem z kolejami litewskimi) - budynek wybudowany w 1862 r. (jak podaje Wikipedia) jest ładnie odremontowany, w głównym holu (skromny to raczej hol, zwłaszcza w porównaniu z hangarami warszawskich dworców) znajduje się ciesząca oko makieta okolic dworca. Przejście z dworca na perony prowadzi przejściem podziemnym (na ścianach kafelki i inne atrakcje), do którego zjedziemy schodami ruchomymi (co prawda podczas mojego przyjazdu były one nieczynne, a także tydzień później nadal pozostawały w stanie out of order...). Kolejnego szoku doznać można w momencie kupowania biletu. Próżno szukać znanych w Polsce okienek kasowych (gdzie ani klient, ani kasjerka ledwie się słyszą - mimo "supernowoczesnego" systemu nagłaśniającego, a zdarzało się mnie osobiście że sam musiałem tłumaczyć pani z okienka, jak kursuje dany pociąg - inaczej nie sprzedano by mi biletu, bo kasjerka twierdziła, że tego dnia pociąg nie kursuje!). Bilet nabywa się w osobnym pomieszczeniu, oznaczonym jako kasa - wewnątrz znajdują się trzy stanowiska, tj. stoliki, wraz z skórzanymi fotelami dla klientów; na stolikach komputery, przy stoliku kompetentne panie. Żadnych szyb i dziur w szybach, do których trzeba się schylać itp. itd. W tej wileńskiej kasie czułem się, jak w banku. :) Co więcej, obsługa bez problemu porozumiewa się po polsku, nie ma więc ryzyka, że kupimy bilet nie na ten pociąg bądź nie na ten dzień.
Z biletem w ręku kierujemy się na perony - nad wyjściem z poczekalni wisi tablica odjazdów/przyjazdów - w postaci ekranu LCD. Nie ma również ryzyka, że pomylimy numer toru z numerem peronu, bo opisy są także w języku angielskim.
Na schludnym peronie nie ma jakichś przedpotopowych czarnych tablic z informacją o nadjeżdżającym pociągu, lecz także są zamontowane ekrany LCD. Warto zaznaczyć, że informacja podawana przez głośniki - nie dość, że wyraźna - podawana jest nie tylko po litewsku, ale także po angielsku, polsku i rosyjsku. Trzeba jednak przyznać, że zdziwiły mnie błędy językowe w polskim komunikacie - nie chcę tu zarzucać świadomej szykany, ale litewskie koleje nie były w stanie znaleźć w Wilnie osoby mówiącej po polsku, która wiedziałaby, że po naszemu mówi się "godzina dwunasta dziesięć", a nie "dwanaście godin, minut dziesięć" (tak jakby ktoś wtręty rosyjskie dodawał). Ciekawostką, dotyczącą całych kolei na Litwie, jest niski stopień elektryfikacji - nie wiem, jaki procent trakcji jest "pod prądem", ale sam pociąg relacji Vilnius-Šeštokai jest spalinowy (zresztą niezeletryfikowana jest na pewno trakcja i w Polsce - co najmniej do Suwałk), a w sumie sporo podmiejskich pociągów w Wilnie to pociągi spalinowe. Stąd stojąc na peronie czuć charakterystyczny zapach paliwa spalonego w silniku Diesla.
O 12 pociąg ruszył z Wilna, pierwszy postój miał w miejscowości Lentvaris (pol. Landwarów):
Wnętrze pociągu przedstawia się następująco:
Następne postoje były w Kaišiadorys (pol. Koszedary), Jūrė i Kazlų Rūda (pol. Kozłowa Ruda), gdzie uwagę zwraca bardzo ładnie odnowiony (za unijne pieniądze) budynek dworca:
W Vinčai, po dwóch trzecich drogi spotkać można żeńską służbę kolejową, w gustownym mundurku:
Architekturą godną wręcz jakiejś świątyni raczy nas dworzec w Marijampolė (pol. Mariampol):
A po drodze mijamy sielskie łąki pełne skoszonego zboża:
Samotne cerkiewki, przycupnięte gdzieś na uboczu:
A także postsowiecki krajobraz postindustrialny (nie wiem, co to za blokhauzy kołchozowe są...):
Świadectwem, że nasi tu byli jest drobny szczegół, celnie wypatrzony przez fotografa:
Przy okazji trzeba powiedzieć, że chyba na każdej mijanej bocznicy stał jakiś skład towarowy, jakieś wagony-cysterny, -węglarki etc. Bowiem koleje litewskie to przede wszystkim transport towarów. Mimo to jednak dworce, jak widać na zdjęciach powyżej są zadbane.
Przed godz. 15 pociąg planowo dotarł w końcu do Šeštokai. Zszokowała mnie ilość osób, które przesiadły się do Hańczy - to było raptem kilka osób, w tym jedna Litwinka, żegnana przez swojego, jak mniemam, ukochanego przed odjazdem pociągu:
W efekcie w moim wagonie (pamiętajmy, że na tej trasie na Litwę kursują 3 wagony) jechałem tylko ja i owa Litwinka. Kilka osób było jeszcze w innych wagonach, ale ogólnie rzecz biorąc to zupełne pustki.
Sprawą priorytetową było jednak dla mnie nabyć bilet (albowiem, zgodnie z opisaną wcześniej procedurą, w Wilnie kupiłem tylko bilet do Šeštokai), a właściwie dwa - przejściówkę i dalej do Warszawy krajowy bilet ze zniżką. Zastanawiając się, czy powinienem skierować się do miejscowej kasy, zdecydowałem się wpierw znaleźć kierownika pociągu - trudno, dopłacę te kilka złotych za wydanie biletu w pociągu. Nim znalazłem kierownika, którym okazała się miła pani z Podlasia (z wyraznym podljaskim akcientem ;)) - muszę tu wręcz zacytować dialog, jaki ze mną przeprowadziła po tym, jak poprosiłem o bilet-przejściówkę i bilet Trakiszki-Warszawa.
- Najpierw niech pan mi pokaże legitymację.
Pokazuję moją Elektroniczną Legitymację Studencką.
- O, legitymacja cacy.
Potem pani konduktorka wypisuje mi bilet na swoich blankiecikach i stwierdza:
- Bilet z Trakiszek do Warszawy będzie kosztował 32 zł. A ta przejściówka to będzie w sumie 13,50 zł. To chyba dużo jak na studencką kieszeń?
- ...
- To co, piszemy czy nie piszemy tej przejściówki? Bo wie pan, o tej przejściówce to wie tylko pan i ja.
Tu następuje moja zupełna konsternacja. Poczułem się jakby na kontroli drogówki policjant proponował łapówkę. Ale ja tylko chciałem kupić bilet! Wybrnąłem jednak w sposób salomonowy:
- Niech pani pisze, będę miał pamiątkę.
- A, jak pan chce.
OK, wszystko w porządku, tylko... czemu na przejściówce mam napisane: relacja Gr. Państwa-Trakiszki - 8,50 zł; dopłata za wydanie biletu w pociągu - 5 zł; razem 13 zł - a w Warszawie w normalnej kasie zapłaciłem tyle samo! I jakim cudem ja niby wsiadłem do tego pociągu dokładnie na granicy - w biegu?
Nie wiem, czy zasłużyłem sobie na te kilka zł promocji, ale chciałbym w tym miejscu pozdrowić ową panią kierownik pociągu. ;)
PS. Jeszcze dwa zdjęcia wykonane przed spotkaniem z tajemniczą bileterką:
niedziela, 24 stycznia 2010
poniedziałek, 18 stycznia 2010
Remont tunelu średnicowego, 12-13 stycznia
W miniony wtorek oraz środę prowadzono prace remontowe w tunelu średnicowym podmiejskim. Dowiedziałem się o tym w poniedziałek z informacji na portalu stacji TVN Warszawa. Jednakże szacowni informatorzy spod bandery ITI nie raczyli jasno wyłożyć w swojej notce, że utrudnienia dotyczą nie tylko pociągów SKM, ale wszystkich, zatem także tych biało-zielonych Kolei Mazowieckich. Oczywiście, podejrzewałem, że absurdem byłoby zmienianie rozkładu tylko SKM-ek, bez zmiany rozkładu innych pociągów - ale w Polsce trzeba być przyzwyczajonym na każdy możliwy absurd. Dodam, że na stronach KM nie było i nie ma nadal żadnej na ten temat informacji.
Nie byłem więc zupełnie zaskoczony, gdy we wtorek, wszedłszy na dziwnie pusty peron stacji Warszawa Powiśle (ok. godz. 20), usłyszałem informację, że w tym dniu pociągi do Łukowa, Siedlec, Dęblina, Pilawy, Otwocka... jadą przez Warszawę Centralną z pominięciem przystanków Warszawa Ochota, Warszawa Śródmieście, Warszawa Powiśle i Warszawa Stadion. Szybki odwrót i szczęśliwe pojawienie się autobusu 158 umożliwiło "teleportowanie" się na Centralny. Tam oczywiście tłum ludzi, zero informacji na tablicach. A z głośników zamiast komunikatów, jaki pociąg nadjeżdża, słodka informacja, że podróżnych oczekujących na pociąg zapraszamy do strefy VIP i restauracji Pizza Dominium, gdzie będzie wydawana ciepła herbata za okazaniem ważnego biletu na przejazd...
Proszę Państwa - podróżni chyba woleliby zamiast ciepłej herbaty (nawet jeśli jest ze strefy VIP czy baru "U Grubcia") - informację, że wtedy a wtedy takie to a takie pociągi mają takie a takie zmiany w rozkładzie. Po coś chyba KM mają swoją stronę internetową i działy Aktualności oraz Czasowe zmiany w rozkładzie jazdy?
Nie byłem więc zupełnie zaskoczony, gdy we wtorek, wszedłszy na dziwnie pusty peron stacji Warszawa Powiśle (ok. godz. 20), usłyszałem informację, że w tym dniu pociągi do Łukowa, Siedlec, Dęblina, Pilawy, Otwocka... jadą przez Warszawę Centralną z pominięciem przystanków Warszawa Ochota, Warszawa Śródmieście, Warszawa Powiśle i Warszawa Stadion. Szybki odwrót i szczęśliwe pojawienie się autobusu 158 umożliwiło "teleportowanie" się na Centralny. Tam oczywiście tłum ludzi, zero informacji na tablicach. A z głośników zamiast komunikatów, jaki pociąg nadjeżdża, słodka informacja, że podróżnych oczekujących na pociąg zapraszamy do strefy VIP i restauracji Pizza Dominium, gdzie będzie wydawana ciepła herbata za okazaniem ważnego biletu na przejazd...
Proszę Państwa - podróżni chyba woleliby zamiast ciepłej herbaty (nawet jeśli jest ze strefy VIP czy baru "U Grubcia") - informację, że wtedy a wtedy takie to a takie pociągi mają takie a takie zmiany w rozkładzie. Po coś chyba KM mają swoją stronę internetową i działy Aktualności oraz Czasowe zmiany w rozkładzie jazdy?
Etykiety:
remont,
SKM,
tunel,
Warszawa Centralna,
Warszawa Powiśle
poniedziałek, 11 stycznia 2010
Bar "U Grubcia" zaprasza...
Kolejny wpis miał być dalszym ciągiem opowieści o kolejach litewskich, ale zróbmy miejsce na świeże wiadomości z kraju.
Dziś, ok. godz. 18.45, stoję na peronie stacji Warszawa Wschodnia i słyszę, że z powodu warunków amtosf... atmosferycznych wszystkie pociągi mają opóźnienia, więc trzeba słuchać komunikatów. Po czym z głośnika słyszę głos tej samej pani: Podróżnych oczekujących prosimy o przejście do baru "U Grubcia" w poczekalni, gdzie będzie wydawana gorąca herbata - na podstawie ważnego biletu na przejazd. (Cytuję z pamięci, prawie dosłownie.)
Kolej i czaj - jeszcze samowarów brakuje!
Dziś, ok. godz. 18.45, stoję na peronie stacji Warszawa Wschodnia i słyszę, że z powodu warunków amtosf... atmosferycznych wszystkie pociągi mają opóźnienia, więc trzeba słuchać komunikatów. Po czym z głośnika słyszę głos tej samej pani: Podróżnych oczekujących prosimy o przejście do baru "U Grubcia" w poczekalni, gdzie będzie wydawana gorąca herbata - na podstawie ważnego biletu na przejazd. (Cytuję z pamięci, prawie dosłownie.)
Kolej i czaj - jeszcze samowarów brakuje!
piątek, 8 stycznia 2010
Z Warszawy do Wilna - pociągiem
Pewnej listopadowej soboty wybrałem się do Wilna, wybierając połączenie kolejowe, tzn. według sposobu opisanego w poprzednim poście: pociąg Hańcza z Warszawy Zachodniej do Šeštokai (de facto pierwsza stacja za granicą polsko-litewską), stamtąd skomunikowanym pociągiem kolei litewskich do Wilna.
Trochę po 7 pociąg ruszył z Warszawy Zachodniej - ja wsiadłem się na Centralnym. Wpierw musiałem odnaleźć właściwy wagon, bo - jak wspomniałem poprzednio - Hańcza jest hybrydą: w składzie są trzy wagony na Litwę (na końcu) oraz kilka (tak z pięć) tylko do Suwałk. Zanim dosiadłem się do przedziału, w którym już było dwóch facetów (starszy i młodszy), jakiś Rosjanin czy inny rosyjskojęzyczny obywatel ZSRR zdążył mnie w korytarzu wypytać, czy ma właściwy bilet - miał bilet bezpośrednio do Wilna, więc chyba bilet był w porządku (o ile zrozumiałem, o co mu chodzi...). Będąc już w przedziale zastanawiałem się, czy moi współtowarzysze też jadą na Litwę - jak się okazało: nie. Młodszy gość wysiadł bodaj w Białymstoku, starszy natomiast - w Augustowie. Gdy zbliżaliśmy się właśnie do Augustowa zdążył mi on opowiedzieć, że nad brzegiem jeziora Białego, obok którego przejeżdżaliśmy, stoi biały fotel, na którym odpoczywał Jan Paweł II w trakcie pielgrzymki w 1999 r.
Przed godziną 13 pociąg dotarł do Suwałk, gdzie następuje rozczepienie wagonów "krajowych" i "międzynarodowych" i zmiana kierunku jazdy. Co ciekawe, od razu do "akcji" wkracza ekipa sprzątająca, która nie tylko zajmuje się wagonami, które w Suwałkach zostają, ale także jadącymi na Litwę. Gdy pociąg ruszył, przekonałem się, że przypadkowa wybór pierwszego (licząc od czoła, w konfiguracji, w której pociąg rusza z Warszawy) "międzynarodowego" wagonu, była strzałem w dziesiątkę - teraz mój wagon był ostatni, mogłem dzięki temu obserwować (i fotografować) przestrzeń za pociągiem przez tylne drzwi wagonu.
W efekcie zostałem w przedziale sam, w tym samym wagonie była jeszcze 4-osobowa ekipa. Gdy wysiadłem w Šeštokai, zobaczyłem na peronie wszystkich podróżnych - łącznie to było może z 20 osób, nie więcej. Powstaje pytanie, po co w takim razie na Litwę jadą aż 3 wagony...
Zanim jednak znalazłem się na terytorium Republiki Litewskiej, pociąg dotarł do stacji Trakiszki:
Na tej stacji pociąg ma 0,5-min. postój: chyba tylko po to, by panowie z SOK mogli wysiąść. Ciekawostką jest dziwny obiekt, który stoi ponad torami tuż za stacją Trakiszki - jest to coś na kształt bramy. Ktoś kiedyś mi opowiadał, że gdy jeździł pociągiem do Wilna jeszcze na początku lat 90., to właśnie na granicy polsko-litewskiej otwierano bramę/furtkę, by mógł przejechać pociąg. Nie chcę skłamać, ale identyfikuję ową bramę/furtkę (która kiedyś musiała być faktycznie bramą, a teraz pozostała dziwnym łukiem tryumfalnym - reliktem czasów Związku Radzieckiego):
Po przekroczeniu granicy, rytualnie przesunąłem zegarek o godzinę do przodu - i nagle zrobiło się po 14. W końcu, przed 15 (czasu już litewskiego) pociąg dotarł do Šeštokai. Warto tu zaznaczyć, że prawidłowo nazwę tę wymawia się Szesztokaj, jednak obsługa pociągu z uporem godnym lepszej sprawy ciągle mówiła Szestokaj. A przecież wszędzie widać, że nad dwoma S jest "ptaszek"...
Pani z kasy bez problemu mówi po polsku, ale ja nauczony formułki po litewsku posłużyłem się lokalnym narzeczem. Bilet kolei litewskich może nie jest olśniewający, ale za to praktyczny - wydrukowany jak zwykły paragon ze sklepu, tylko trochę szerszy. Gdy już miałem bilet, mogłem wsiąść do owego cuda, które miało mnie zawieźć do Wilna - był to spalinowy pociąg trzeciej klasy (tak, na Litwie najwyraźniej mają 3 klasy), produkcji łotewskiej, standardu naszych osobowych.
Ledwie zdążyłem się rozsiąść na swoim miejscu i wyjąć aparat, a już zaczęła mnie strofować jakaś stara Litwinka - domyśliłem się, że chodzi jej o drzwi, że zimno jej wieje. A ja tylko uchyliłem drzwi od przedziału i w nich stanąłem, by zrobić zdjęcie - czujna pasażerka kolei litewskich przyleciała do mnie z drugiego końca przedziału (a to był przedział, jak w osobowych - czyli chyba cały wagon ma 2 przedziału), by obwieścić, że te na chwilę uchylone drzwi wpływają na komfort jazdy w drugiej części wagonu... Nie zrażony jednak tym incydentem, usiadłem na swoim miejscu i czekałem, aż pociąg ruszy.
W pociągu nie było wielu podróżnych, jednak przedział stopniowo się zapełniał na każdej stacji; przez chwilę istniało niebezpieczeństwo, że spędzę połowę podróży z wycieczką litewskich dzieci - na szczęście przejechali tylko jedną czy dwie stacje i cała grupa wysiadła. W czasie tej 3-godzinnej podróży obserwowałem nie tylko krajobrazy (to krótko, bo niedługo po odjeździe z Šeštokai zaczęło zmierzchać) i podróżnych, ale także pracę pań konduktorek. Ciekawe jest to, że panie są w pełnej czujności cały czas - gdy ktoś wsiądzie do przedziału, one od razu sprawdzają tej osobie bilet. Chyba nie ma możliwości jazdy na gapę.
Warto zauważyć, że nawet taki osobowy pociąg na Litwie wyposażony jest w bardzo praktyczne urządzenie, którego niemasz w polskich kolejach - wyświetlacz, pokazujący następną stację. Do tego - miły kobiecy głos zapowiadający aktualny i następny przystanek. W Kolejach Mazowieckich nawet jeśli w ramach renowacji jednostki zainstalowano wyświetlacze wewnątrz pociągu, to informują one tylko o stacji docelowej albo raczą nas bardzo ważną informacją o imionach dzisiejszych solenizantów... Jaką praktyczną wskazówkę mogę podzielić się informacją, którą sam odkryłem. Otóż, w ramach zapowiedzi głosowych w pociągach litewskich stosowany jest następujący schemat: gdy pociąg wjeżdża na stację X, w megafonie usłyszymy: stacja X; następna stacja Y. Jak rozróżnić, o której stacji jest mowa? Trzeba zapamiętać, że następna stacja to po litewsku kita stotis. Gdy zatem dojedziemy do stacji Kaišiadorys, usłyszymy słodko-miękkim akcentem: "Kaišiadorys. Kita stotis: Lentvaris".
Mimo że pociąg miał dużo przystanków i trasa była prawie 3-godzinna, przyjechał on do Wilna punktualnie. - Za dowód tego, że i ja tam dojechałem, niech służy poniższe zdjęcie:
PS. W następnym wpisie fotorelacja z podróży powrotnej, z bardziej szczegółowym opisem odcinka litewskiego.
Trochę po 7 pociąg ruszył z Warszawy Zachodniej - ja wsiadłem się na Centralnym. Wpierw musiałem odnaleźć właściwy wagon, bo - jak wspomniałem poprzednio - Hańcza jest hybrydą: w składzie są trzy wagony na Litwę (na końcu) oraz kilka (tak z pięć) tylko do Suwałk. Zanim dosiadłem się do przedziału, w którym już było dwóch facetów (starszy i młodszy), jakiś Rosjanin czy inny rosyjskojęzyczny obywatel ZSRR zdążył mnie w korytarzu wypytać, czy ma właściwy bilet - miał bilet bezpośrednio do Wilna, więc chyba bilet był w porządku (o ile zrozumiałem, o co mu chodzi...). Będąc już w przedziale zastanawiałem się, czy moi współtowarzysze też jadą na Litwę - jak się okazało: nie. Młodszy gość wysiadł bodaj w Białymstoku, starszy natomiast - w Augustowie. Gdy zbliżaliśmy się właśnie do Augustowa zdążył mi on opowiedzieć, że nad brzegiem jeziora Białego, obok którego przejeżdżaliśmy, stoi biały fotel, na którym odpoczywał Jan Paweł II w trakcie pielgrzymki w 1999 r.
Przed godziną 13 pociąg dotarł do Suwałk, gdzie następuje rozczepienie wagonów "krajowych" i "międzynarodowych" i zmiana kierunku jazdy. Co ciekawe, od razu do "akcji" wkracza ekipa sprzątająca, która nie tylko zajmuje się wagonami, które w Suwałkach zostają, ale także jadącymi na Litwę. Gdy pociąg ruszył, przekonałem się, że przypadkowa wybór pierwszego (licząc od czoła, w konfiguracji, w której pociąg rusza z Warszawy) "międzynarodowego" wagonu, była strzałem w dziesiątkę - teraz mój wagon był ostatni, mogłem dzięki temu obserwować (i fotografować) przestrzeń za pociągiem przez tylne drzwi wagonu.
W efekcie zostałem w przedziale sam, w tym samym wagonie była jeszcze 4-osobowa ekipa. Gdy wysiadłem w Šeštokai, zobaczyłem na peronie wszystkich podróżnych - łącznie to było może z 20 osób, nie więcej. Powstaje pytanie, po co w takim razie na Litwę jadą aż 3 wagony...
Zanim jednak znalazłem się na terytorium Republiki Litewskiej, pociąg dotarł do stacji Trakiszki:
Na tej stacji pociąg ma 0,5-min. postój: chyba tylko po to, by panowie z SOK mogli wysiąść. Ciekawostką jest dziwny obiekt, który stoi ponad torami tuż za stacją Trakiszki - jest to coś na kształt bramy. Ktoś kiedyś mi opowiadał, że gdy jeździł pociągiem do Wilna jeszcze na początku lat 90., to właśnie na granicy polsko-litewskiej otwierano bramę/furtkę, by mógł przejechać pociąg. Nie chcę skłamać, ale identyfikuję ową bramę/furtkę (która kiedyś musiała być faktycznie bramą, a teraz pozostała dziwnym łukiem tryumfalnym - reliktem czasów Związku Radzieckiego):
Po przekroczeniu granicy, rytualnie przesunąłem zegarek o godzinę do przodu - i nagle zrobiło się po 14. W końcu, przed 15 (czasu już litewskiego) pociąg dotarł do Šeštokai. Warto tu zaznaczyć, że prawidłowo nazwę tę wymawia się Szesztokaj, jednak obsługa pociągu z uporem godnym lepszej sprawy ciągle mówiła Szestokaj. A przecież wszędzie widać, że nad dwoma S jest "ptaszek"...
Pani z kasy bez problemu mówi po polsku, ale ja nauczony formułki po litewsku posłużyłem się lokalnym narzeczem. Bilet kolei litewskich może nie jest olśniewający, ale za to praktyczny - wydrukowany jak zwykły paragon ze sklepu, tylko trochę szerszy. Gdy już miałem bilet, mogłem wsiąść do owego cuda, które miało mnie zawieźć do Wilna - był to spalinowy pociąg trzeciej klasy (tak, na Litwie najwyraźniej mają 3 klasy), produkcji łotewskiej, standardu naszych osobowych.
Ledwie zdążyłem się rozsiąść na swoim miejscu i wyjąć aparat, a już zaczęła mnie strofować jakaś stara Litwinka - domyśliłem się, że chodzi jej o drzwi, że zimno jej wieje. A ja tylko uchyliłem drzwi od przedziału i w nich stanąłem, by zrobić zdjęcie - czujna pasażerka kolei litewskich przyleciała do mnie z drugiego końca przedziału (a to był przedział, jak w osobowych - czyli chyba cały wagon ma 2 przedziału), by obwieścić, że te na chwilę uchylone drzwi wpływają na komfort jazdy w drugiej części wagonu... Nie zrażony jednak tym incydentem, usiadłem na swoim miejscu i czekałem, aż pociąg ruszy.
W pociągu nie było wielu podróżnych, jednak przedział stopniowo się zapełniał na każdej stacji; przez chwilę istniało niebezpieczeństwo, że spędzę połowę podróży z wycieczką litewskich dzieci - na szczęście przejechali tylko jedną czy dwie stacje i cała grupa wysiadła. W czasie tej 3-godzinnej podróży obserwowałem nie tylko krajobrazy (to krótko, bo niedługo po odjeździe z Šeštokai zaczęło zmierzchać) i podróżnych, ale także pracę pań konduktorek. Ciekawe jest to, że panie są w pełnej czujności cały czas - gdy ktoś wsiądzie do przedziału, one od razu sprawdzają tej osobie bilet. Chyba nie ma możliwości jazdy na gapę.
Warto zauważyć, że nawet taki osobowy pociąg na Litwie wyposażony jest w bardzo praktyczne urządzenie, którego niemasz w polskich kolejach - wyświetlacz, pokazujący następną stację. Do tego - miły kobiecy głos zapowiadający aktualny i następny przystanek. W Kolejach Mazowieckich nawet jeśli w ramach renowacji jednostki zainstalowano wyświetlacze wewnątrz pociągu, to informują one tylko o stacji docelowej albo raczą nas bardzo ważną informacją o imionach dzisiejszych solenizantów... Jaką praktyczną wskazówkę mogę podzielić się informacją, którą sam odkryłem. Otóż, w ramach zapowiedzi głosowych w pociągach litewskich stosowany jest następujący schemat: gdy pociąg wjeżdża na stację X, w megafonie usłyszymy: stacja X; następna stacja Y. Jak rozróżnić, o której stacji jest mowa? Trzeba zapamiętać, że następna stacja to po litewsku kita stotis. Gdy zatem dojedziemy do stacji Kaišiadorys, usłyszymy słodko-miękkim akcentem: "Kaišiadorys. Kita stotis: Lentvaris".
Mimo że pociąg miał dużo przystanków i trasa była prawie 3-godzinna, przyjechał on do Wilna punktualnie. - Za dowód tego, że i ja tam dojechałem, niech służy poniższe zdjęcie:
PS. W następnym wpisie fotorelacja z podróży powrotnej, z bardziej szczegółowym opisem odcinka litewskiego.
poniedziałek, 4 stycznia 2010
Jak dojechać do Wilna (na Litwę)
Z własnych poszukiwań i doświadczenia wiem, że transportem publicznym (naziemnym) z Warszawy do Wilna możemy dostać się na trzy sposoby. Jeden jest stricte autobusowy, drugi autobusowo-kolejowy, trzeci - wyłącznie kolejowy.
Pierwszy sposób to skorzystanie z usług któregoś z autokarowych przewoźników międzynarodowych (nie podaję nazwy firmy, by nie robić kryptoreklamy). Jest to jednak rozwiązanie najdroższe.
Druga opcja to... autobus InterCity. Tak - regularna (nie jakaś tam "zastępcza komunikacja autobusowa") linia autobusowa prowadzona przez przewoźnika kolejowego! Dla mnie to było wielkie zdziwienie - nie wiem, czy to przypadkiem nie jest ewenement na skalę światową! Przejdźmy jednak do informacji praktycznych. Jest to autobus nocny (tzn. o 23.00 ruszamy z Warszawy, by o 7.50 [czasu litewskiego] znaleźć się w Wilnie), kursuje co drugi dzień w ciągu roku, w wakacje (od ok. połowy czerwca do ok. połowy września) - codziennie. Analogicznie organizowany jest kurs z Wilna (22.30 z Wilna, na 5.50 w Warszawie). Jest to bodaj najtańsze połączenie autokarowe z Wilnem. Warto dodać, że przed dworcem kolejowym w stolicy Litwy znakiem "IC" oznaczone jest miejsce, z którego autobus rusza w drogę do Polski (to duże ułatwienie). Sam nim nie jechałem, wiem tylko, że poza sezonem wakacyjnym nigdy chyba nie jest on zapełniony w 100%.
Ja zaś jadąc do Wilna wybrałem opcję nr 3. Nie tylko dlatego, że jest to wersja najtańsza (zwłaszcza dla posiadacza studenckiej zniżki), ale przede wszystkim ze względu na możliwość spędzenia 10h na szynach kolei polskich i litewskich. :) Pociąg ten został ochrzczony nazwą "Hańcza" - relacja Warszawa Zachodnia-Šeštokai. Albowiem pociąg ten dojeżdża tylko do pierwszej za granicą stacji litewskiej - w owym Šeštokai (przed wojną to było Szostaków) przesiadamy się na specjalnie czekający (skomunikowany!) pociąg firmy Lietuvos geležinkeliai numer D394 do Wilna. W ten sposób ruszając z Warszawy Zachodniej o 7.15, o 14.48 (czasu litewskiego) powinniśmy być w Šeštokai, by za kwadrans ruszyć do Wilna, w którym znajdziemy się o 17.50.
Z faktem, że owa "Hańcza" nie jest ani ekspresem, ani TLK, ale pociągiem międzynarodowym, łączy się ważna informacja dla chcących podróżować tanio. Jeśli ktoś posiada zniżkę szkolną, studencką, czy jakąkolwiek bądź - i chce z jej skorzystać - nie powinien kupować biletu bezpośrednio Warszawa-Wilno. Albowiem w taryfie międzynarodowej nie ma zniżek. Należy zatem kupić bilet w normalnej kasie krajowej od Warszawy (bądź innej stacji, na której się wsiada) do stacji Trakiszki (ostatnia stacja w Polsce), z pożądaną ulgą. Następnie trzeba się przespacerować do kasy międzynarodowej i kupić bilet (tzw. przejściówkę) od Trakiszek do pierwszej i ostatniej stacji litewskiej - Šeštokai. Tam spokojnie zdążymy przejść się do kasy i kupić bilet do Wilna - znowu uwaga: oczywiście za granicą nie honorują naszego statusu np. studenta; chyba że mamy kartę ISIC - wtedy koleje litewskie zaserwują nam 50-proc. zniżkę. (Ja ISIC-a nie zdążyłem wyrobić, więc przepłaciłem.) Dla lubiących konkrety podam, że z Warszawy kosztorys wyprawy wyglądał (w listopadzie 2009) tak: 1) bilet studencki do Trakiszek - ok. 32 zł, 2) przejściówka przez granicę - ok. 12 zł, 3) bilet litewski do Wilna - 26,30 Lt (czyli podówczas ok. 34 zł). Łącznie więc zapłaciłem ok. 78 zł. Gdybym miał ISIC-a, wyszłoby ok. 17 zł taniej. (Wtedy to już nie ma porównania - ta opcja transportu jest ewidentnie najtańsza.)
Jeszcze jedna ważna wskazówka praktyczna. Ów pociąg "Hańcza" jest hybrydą - kilka wagonów jedzie tylko do Suwałk, a tylko 3 ostatnie (oznaczone numerami typu 21, 22...) jadą dalej na Litwę. Nie oznacza to, że w naszym "międzynarodowym" przedziale nie spotkamy turystów jadących tylko do Suwałk - "krajowi" mogą jechać, gdzie chcą.
PS. W następnym wpisie zrelacjonuję podróż tymi pociągami - jechałem w listopadzie zeszłego roku, w obie strony.
PPS. Na koniec wytłumaczenie tytułu posta - gdy szukałem informacji, jak najlepiej dojechać do Wilna, to takie właśnie słowa wpisałem do Gooogle'a. Liczę zatem, że w przyszłości ktoś będący w podobnej sytuacji trafi na mój blog. :)
Pierwszy sposób to skorzystanie z usług któregoś z autokarowych przewoźników międzynarodowych (nie podaję nazwy firmy, by nie robić kryptoreklamy). Jest to jednak rozwiązanie najdroższe.
Druga opcja to... autobus InterCity. Tak - regularna (nie jakaś tam "zastępcza komunikacja autobusowa") linia autobusowa prowadzona przez przewoźnika kolejowego! Dla mnie to było wielkie zdziwienie - nie wiem, czy to przypadkiem nie jest ewenement na skalę światową! Przejdźmy jednak do informacji praktycznych. Jest to autobus nocny (tzn. o 23.00 ruszamy z Warszawy, by o 7.50 [czasu litewskiego] znaleźć się w Wilnie), kursuje co drugi dzień w ciągu roku, w wakacje (od ok. połowy czerwca do ok. połowy września) - codziennie. Analogicznie organizowany jest kurs z Wilna (22.30 z Wilna, na 5.50 w Warszawie). Jest to bodaj najtańsze połączenie autokarowe z Wilnem. Warto dodać, że przed dworcem kolejowym w stolicy Litwy znakiem "IC" oznaczone jest miejsce, z którego autobus rusza w drogę do Polski (to duże ułatwienie). Sam nim nie jechałem, wiem tylko, że poza sezonem wakacyjnym nigdy chyba nie jest on zapełniony w 100%.
Ja zaś jadąc do Wilna wybrałem opcję nr 3. Nie tylko dlatego, że jest to wersja najtańsza (zwłaszcza dla posiadacza studenckiej zniżki), ale przede wszystkim ze względu na możliwość spędzenia 10h na szynach kolei polskich i litewskich. :) Pociąg ten został ochrzczony nazwą "Hańcza" - relacja Warszawa Zachodnia-Šeštokai. Albowiem pociąg ten dojeżdża tylko do pierwszej za granicą stacji litewskiej - w owym Šeštokai (przed wojną to było Szostaków) przesiadamy się na specjalnie czekający (skomunikowany!) pociąg firmy Lietuvos geležinkeliai numer D394 do Wilna. W ten sposób ruszając z Warszawy Zachodniej o 7.15, o 14.48 (czasu litewskiego) powinniśmy być w Šeštokai, by za kwadrans ruszyć do Wilna, w którym znajdziemy się o 17.50.
Z faktem, że owa "Hańcza" nie jest ani ekspresem, ani TLK, ale pociągiem międzynarodowym, łączy się ważna informacja dla chcących podróżować tanio. Jeśli ktoś posiada zniżkę szkolną, studencką, czy jakąkolwiek bądź - i chce z jej skorzystać - nie powinien kupować biletu bezpośrednio Warszawa-Wilno. Albowiem w taryfie międzynarodowej nie ma zniżek. Należy zatem kupić bilet w normalnej kasie krajowej od Warszawy (bądź innej stacji, na której się wsiada) do stacji Trakiszki (ostatnia stacja w Polsce), z pożądaną ulgą. Następnie trzeba się przespacerować do kasy międzynarodowej i kupić bilet (tzw. przejściówkę) od Trakiszek do pierwszej i ostatniej stacji litewskiej - Šeštokai. Tam spokojnie zdążymy przejść się do kasy i kupić bilet do Wilna - znowu uwaga: oczywiście za granicą nie honorują naszego statusu np. studenta; chyba że mamy kartę ISIC - wtedy koleje litewskie zaserwują nam 50-proc. zniżkę. (Ja ISIC-a nie zdążyłem wyrobić, więc przepłaciłem.) Dla lubiących konkrety podam, że z Warszawy kosztorys wyprawy wyglądał (w listopadzie 2009) tak: 1) bilet studencki do Trakiszek - ok. 32 zł, 2) przejściówka przez granicę - ok. 12 zł, 3) bilet litewski do Wilna - 26,30 Lt (czyli podówczas ok. 34 zł). Łącznie więc zapłaciłem ok. 78 zł. Gdybym miał ISIC-a, wyszłoby ok. 17 zł taniej. (Wtedy to już nie ma porównania - ta opcja transportu jest ewidentnie najtańsza.)
Jeszcze jedna ważna wskazówka praktyczna. Ów pociąg "Hańcza" jest hybrydą - kilka wagonów jedzie tylko do Suwałk, a tylko 3 ostatnie (oznaczone numerami typu 21, 22...) jadą dalej na Litwę. Nie oznacza to, że w naszym "międzynarodowym" przedziale nie spotkamy turystów jadących tylko do Suwałk - "krajowi" mogą jechać, gdzie chcą.
PS. W następnym wpisie zrelacjonuję podróż tymi pociągami - jechałem w listopadzie zeszłego roku, w obie strony.
PPS. Na koniec wytłumaczenie tytułu posta - gdy szukałem informacji, jak najlepiej dojechać do Wilna, to takie właśnie słowa wpisałem do Gooogle'a. Liczę zatem, że w przyszłości ktoś będący w podobnej sytuacji trafi na mój blog. :)
piątek, 1 stycznia 2010
Wstępniak
Najważniejszy artykuł pierwszego numeru każdego czasopisma (a za takie można uznać w pewnym sensie blog - jest pisanie, jest periodyczne publikowanie) powinien zawierać manifest programowy, przedstawienie celów Wydawcy/Autora, jego motywację, jaka skłoniła go do podjęcia tej inicjatywy, i inne tego typu informacje. Trudno byłoby mi odstąpić od tej skądinąd słusznej tradycji i pozostawić Czytelników samych wobec treści, jakie zamierzam na tym blogu publikować.
Blog ten ma odzwierciedlać moje zainteresowania tematyką kolejową tudzież być miejscem relacjonowania moich wycieczek (także proponowania innym takich wojaży), prezentowania swojego punktu widzenia na temat kolei - zwłaszcza kolei na Mazowszu, bo w tej części naszego pięknego kraju mieszkam (i z usług Kolei Mazowieckich najczęściej korzystam - codziennie niemal...).
Nie pretenduję tu do miana specjalisty ani nie chcę, by miejsce to było encyklopedią - czas pokaże, czym ten blog będzie. Nie zamierzam również publikować tu aktualności "ze świata kolei" - a tym bardziej tych, które są łatwo dostępne na innych, popularniejszych stronach (np. na stronach przewoźników) - bo to by była redundancja informacji.
Warto pewnie zakończyć taki pierwszy wpis jakimś efektownym stwierdzeniem - może więc powiem, że kolej to nie tylko dwie stalowe linie biegnące po horyzont i tocząca się po nich lokomotywa - kolej to także historia, to ludzie jadący w tych wagonach, to przyroda, która karmi nas pięknymi krajobrazami. Mam nadzieję, że kolejne wpisy w tym blogu będą przekonywać do tej myśli.
Miłej lektury!
Blog ten ma odzwierciedlać moje zainteresowania tematyką kolejową tudzież być miejscem relacjonowania moich wycieczek (także proponowania innym takich wojaży), prezentowania swojego punktu widzenia na temat kolei - zwłaszcza kolei na Mazowszu, bo w tej części naszego pięknego kraju mieszkam (i z usług Kolei Mazowieckich najczęściej korzystam - codziennie niemal...).
Nie pretenduję tu do miana specjalisty ani nie chcę, by miejsce to było encyklopedią - czas pokaże, czym ten blog będzie. Nie zamierzam również publikować tu aktualności "ze świata kolei" - a tym bardziej tych, które są łatwo dostępne na innych, popularniejszych stronach (np. na stronach przewoźników) - bo to by była redundancja informacji.
Warto pewnie zakończyć taki pierwszy wpis jakimś efektownym stwierdzeniem - może więc powiem, że kolej to nie tylko dwie stalowe linie biegnące po horyzont i tocząca się po nich lokomotywa - kolej to także historia, to ludzie jadący w tych wagonach, to przyroda, która karmi nas pięknymi krajobrazami. Mam nadzieję, że kolejne wpisy w tym blogu będą przekonywać do tej myśli.
Miłej lektury!
Subskrybuj:
Posty (Atom)