BLOG PRZENIESIONY NA NOWY ADRES:
http://robert.skarzycki.pl/blog/naszynach/

piątek, 10 lutego 2012

Kradzione nie tuczy?

To jest - niestety - Polska. Przyzwyczajeni jesteśmy do opisywanych przez media różnych historii - "spektakularnych" kradzieży (np. wyniesienia połowy czołgu na złom) albo piramidalnych absurdów (absurdy urzędnicze ot choćby...). Nieczęsto zdarza się jednak, że mamy do czynienia z wydarzeniem, które łączy oba te aspekty. Proszę sobie wyobrazić mój stan ducha, gdy w ciągu kilku minut, podczas przeglądania bezpłatnej, rozdawanej na mieście, gazety natrafiłem na dwie takie historie. W obu przypadkach - mówiąc młodzieżowo - miałem do wyboru tylko facepalm. ;)
Oto pierwsza z historii:
PKP Polskie Linie Kolejowe otworzyły oferty złożone w przetargu na modernizację 16 km torów między Tychami a fabryką Fiata. Według „Gazety Wyborczej” remont będzie przeprowadzony m.in. dlatego, że pociągi transportujące samochody z fabryki jeżdżą zbyt wolno i w trakcie przejazdów dewastowane i okradane są auta.
Sic! Jak czytamy dalej: "Z samochodów giną radia, zapasowe koła, a nawet akumulatory. Na odcinku Tychy-Górki Ściernie kursuje 16 pociągów towarowych, które przewożą samochody z zakładu Fiata w Tychach oraz 32 pociągi pasażerskie na szlaku Tychy-Tychy Miasto. Przejeżdżające tamtędy pociągi zwalniają do 30 km/h z powodu złego stanu infrastruktury. Tak niska prędkość pozwala złodziejom na to, by dostać się na wagony i niszczyć pojazdy oraz kraść elementy ich wyposażenia." Komentarz? Brak słów... (Oba cytaty stąd.)

Druga historia:
Koleje Śląskie postanowiły "ukulturalnić" swoich pasażerów i zaserwowały 1500 egzemplarzy książek do swoich pociągów (patrz np. tu). Ot, tak - jak rozumiem - książki miały sobie leżeć, żeby podróżni mogli sobie sięgnąć i przeczytać/przekartkować, jeśli mieli na to ochotę. Efekt? 500 książek "poszło w Polskę", czyli niektórzy pasażerowie postanowili sobie je "wypożyczyć" (z terminem zwrotu - ad Kalendas Graecas). OK, ja rozumiem, że ktoś sobie taką książkę nawet zabrał: wziął z półki, zaczął kartkować, zainteresowała go ta pozycja, potem przy wysiadaniu pomyślał, że sobie weźmie i doczyta do końca, a potem odda znów do pociągu. Ale to:
Kilka dni temu konduktor złapał na gorącym uczynku 53 - latka z Libiąża, który chciał wynieść aż cztery książki.
Bibliofil czy handlarz?

P.S. Dopiero po napisaniu tego tekstu spostrzegłem, że oba przypadki dotyczą województwa śląskiego. Jakaś dywersja "ukrytej opcji niemieckiej"? ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz