Niech będzie "mocne uderzenie" na początek. Oto moja propozycja przywrócenia ruchu pasażerskiego na linii nr 55 Siedlce-Sokołów Podlaski, czyli moja propozycja rozkładu jazdy dla Kolei Mazowieckich na tej linii:
A teraz po kolei. Sokołów Podlaski to kilkunastotysięczne miasto leżące w północno-wschodniej części woj. mazowieckiego. Przebiega przezeń powstała jeszcze za cara linia kolejowa, łącząca Siedlce z Ostrołęką. Zamknięcie dla ruchu pasażerskiego nastąpiło w 1993 roku. Minęło 17 lat, odcinek między Małkinią a Kosowem/Sokołowem jest już częściowo rozebrany (został skazany na wymarcie, gdy wytrasowano jego szlakiem nową drogę), czy jednak cała linia musi być skazana na wymarcie? Moja odpowiedź brzmi: NIE!
Po pierwsze: potrzeby
Sokołów Podlaski to, jak wspomniałem miasto kilkunastotysięczne, na odcinku do Siedlec są dwie kilkutysięczne gminy. Same zaś Siedlce to lokalna "metropolia", nawet z własnym uniwersytetem. Bez wątpienia mogę zatem stwierdzić, że ruch ludzi z pomiędzy tymi dwoma miastami jest na pewno - jak na takie lokalne warunki - intensywny. Na pewno mieszkańcy Sokołowa i okolic dojeżdżają do Siedlec do pracy, szkoły, na uczelnię, na zakupy bądź w sprawach urzędowych.
O skali potrzeb świadczy też fakt, że istnieje sporo połączeń autobusowych między Sokołowem i Siedlcami.
Warto też spojrzeć porównawczo: mający mniej (o 2 tysiące) mieszkańców Dęblin, leżący w województwie lubelskim (a Sokołów to naturalny teren operowania Kolei Mazowieckich!) ma - w obecnym rozkładzie - 15 par pociągów do Warszawy w dzień powszedni. Tyle samo pociągów ma też położony tyle samo torokilometrów, co Sokołów, Łuków (około 120 km). (Nie zapominajmy jednak, że i przez Dęblin, i przez Łuków kursuje jeszcze ponadto kilka pociągów pośpiesznych prowadzonych przez PKP Intercity, zatem możliwości dotarcia do stolicy jest de factojeszcze więcej.
Można także przywołać przypadek Sierpca i Płocka - można je bowiem potraktować jako analogię duetu Sokołów-Siedlce. (Sierpc ma podobną ilość mieszkańców, co Sokołów; Płock jest też tak samo regionalną metropolią dla Sierpca, jak Siedlce - dla Sokołowa; oba miasta dzieli też podobna odległość około trzydziestu kilometrów.) Na trasie Sierpc-Płock kursuje 6 par pociągów. (A do tego Sierpc ma jeszcze 5 par na trasie do odległego prawie o 90 km Nasielska oraz 2 do Torunia, w tym jedno aż do Bydgoszczy.)
Po drugie: korzyści
Oprócz oczywistych korzyści dla mieszkańców miejscowości, przez które przebiega linia Sokołów-Siedlce, szansy rozwoju tych regionów, lepszego skomunikowania ich z lokalnym centrum (Siedlcami) oraz stolicą, przywrócenie komunikacji pasażerskiej na tej linii mogłoby być ratunkiem dla samej linii, która - jak można co jakiś czas wyczytać, nawet w Internecie (np. tu lub tu) - ulega stopniowej degradacji; jeśli zaś ta nie zostanie zatrzymana, to być może czekać tę linię będzie los rozbieranego już odcinka Małkinia-Kosów Lacki. (O irracjonalności takiego działania nie zamierzam tu szerzej pisać. To temat na dłuższy tekst.) Przywrócenie ruchu na odcinku Sokołów-Siedlce, mogłoby być zbawienne także dla tych resztek linii między Małkinią a Sokołowem. (Choćby w przyszłości można by wydłużyć kursowanie do Kosowa, a docelowo - jeśli budowa szosy po trasie dawnej linii kolejowej między Małkinią a Kosowem nie przekreśliła jakichkolwiek szans na powrót kolei w te strony - możliwe stałoby się przywrócenie ruchu na całej trasie Siedlce-Małkinia, żeby już nie mówić, że przydałoby się sprawne połączenie i dalej - z Małkinii do Ostrowii i Ostrołęki.)
W mojej - realnej, jak sądzę - propozycji na odcinku Sokołów-Siedlce kursowałoby 6 par pociągów, przy czym pociągi poranne z Sokołowa oraz popołudniowe z Siedlec byłyby skomunikowane z odpowiednimi pociągami do/z Warszawy. Dzięki temu możliwe byłoby nie tylko w miarę sprawne dotarcie do Siedlec (czas przejazdu 40 min., czyli tak samo lub krócej niż PKSem), ale także do Warszawy (dojazd w granicach 2h, czyli znowu krócej niż autobusem).
Po trzecie: realne możliwości
Przedstawiona przeze mnie propozycja zakłada, że czas przejazdu między Sokołowem a Siedlcami wyniesie 40 minut. Obliczenie te oparłem na znalezionej w sieci innej propozycji rozkładu jazdy między tymi miastami (źródło). (Notabene istnienie takiego pomysłu dowodzi potrzeby istnienia połączenia kolejowego. :)) Ze względu na niezelektryfikowanie tej linii, taborem musiałyby być autobusy szynowe, a raczej - autobus szynowy. Założyłem bowiem - i minimalistycznie, i realistycznie (mamy do dyspozycji tylko jeden tor!) - że do obsługi takiej linii wystarczający będzie właśnie jeden szynobus. Dzięki temu rano i po południu możemy uzyskać takt 1h20min (nie uwzględniam tu czasu postoju po dojechaniu do stacji docelowej, ale primo nie bardzo widzę potrzebę takiego postoju, secundo nie mam pojęcia, czy i jakie wymagania przepisowe występują w tym wypadku).
Oczywiście w tej symulacji nie uwzględniłem kilku faktów: (i) zapewne braku istnienia wolnych szynobusów w zasobach taborowych KM :P (co jednak nie jest argumentem, ponieważ po pierwsze z jakiej racji KM ma obsługiwać połączenia do Czeremchy, leżącej poza obszarem woj. mazowieckiego - kosztem obsługi np. Sokołowa, a po drugie - proszę brać przykład z Przewozów Regionalnych: im udało się zdobyć i odrestaurować jakieś holenderskie szynobusy; mamy zresztą też polską produkcję tego typu taboru), (ii) opisanych wyżej, domniemanych wymagań postojowych, które powinny być uwzględnione w rozkładzie, (iii) możliwości przepustowych stacji w Siedlcach (czy starczy peronów na przyjazdy z Sokołowa, Czeremchy, Łukowa i odjazd do Warszawy?), (iv) możliwości postoju na jakiejś bocznicy tego jednego szynobusu w Siedlcach w ciągu dnia (zakładam, że między 9 a ~14.30 pociąg nie musi kursować, lecz musi gdzieś sobie "odpoczywać") i w Sokołowie - w nocy (czy są tam warunki do takiego bezpiecznego postoju?), (v) różnych wymogów związanych z "obiegiem pracowników" (np. skoro pociąg zaczyna kursowanie o 4 rano w Sokołowie, to czy maszynista nie powinien być właśnie stamtąd?).
Widać więc, że nie uwzględniłem kilku istotnych czynników, nie byłem jednak w stanie wszystkiego wziąć pod uwagę, a ponadto wydaje mi się, że część tych "trudności", o których wspomniałem wyżej (np. ewentualny brak taboru), to tylko trudności na papierze: właściwa organizacja i zarządzanie posiadanymi zasobami umożliwiłoby ich przezwyciężenie. Tym bardziej, jeśliby świadomie i długofalowo kreowało politykę przewozową - pewne kwestie można rozwiązać/przygotować z wyprzedzeniem.
poniedziałek, 27 grudnia 2010
poniedziałek, 20 grudnia 2010
Po pierwsze: Informacja
Żeby nie było tak defetystycznie, że wszystko na naszych kolejach jest be, nie działa, psuje się i spóźnia, a pasażera kolejarze mają w duuuużym poważaniu.
Otóż - dziś pociąg do Siedlec po ruszeniu ze stacji Warszawa Wschodnia, chwilę potem stanął. Odczekał kilka minut i zaczął cofać się na poprzednią pozycję. Cała ta operacja zaczęła wyglądać dosyć dziwnie i niepokojąco... I wtedy z głośników dobył się głos kierownika pociągu lub maszynisty: Pociąg ruszy za kilka minut, czekamy na pogotowie...
(Na szczęście nie było to groźne zdarzenie; prawdopodobnie ktoś zasłabł.)
Pociąg istotnie ruszył po kilku-kilkunastu minutach, tak więc nie dość, że informacja była niemal natychmiastowo, to jeszcze była zgodna z prawdą.
Tak trzymać! :)
Otóż - dziś pociąg do Siedlec po ruszeniu ze stacji Warszawa Wschodnia, chwilę potem stanął. Odczekał kilka minut i zaczął cofać się na poprzednią pozycję. Cała ta operacja zaczęła wyglądać dosyć dziwnie i niepokojąco... I wtedy z głośników dobył się głos kierownika pociągu lub maszynisty: Pociąg ruszy za kilka minut, czekamy na pogotowie...
(Na szczęście nie było to groźne zdarzenie; prawdopodobnie ktoś zasłabł.)
Pociąg istotnie ruszył po kilku-kilkunastu minutach, tak więc nie dość, że informacja była niemal natychmiastowo, to jeszcze była zgodna z prawdą.
Tak trzymać! :)
Etykiety:
informacja,
Koleje Mazowieckie,
Warszawa Wschodnia
sobota, 18 grudnia 2010
Na Zachodzie też mają opóźnienia...
Portal onet.pl podał za PAP, że we Włoszech pociąg relacji Salerno-Turyn przyjechał z... 13-godzinnym opóźnieniem, bowiem 10 godzin stał na stacji Livorno (Toskania). Jak widać, na Zachodzie mają większe problemy z zimą niż my... ;)
Źródło: http://wiadomosci.onet.pl/swiat/kolejowa-odyseja-pociag-spozniony-o-13-godzin,1,4085916,wiadomosc.html
Źródło: http://wiadomosci.onet.pl/swiat/kolejowa-odyseja-pociag-spozniony-o-13-godzin,1,4085916,wiadomosc.html
środa, 15 grudnia 2010
Na szczęście nikt nie zginął...
Środa, godzina 7.45, pociąg relacji Mińsk Maz.-Góra Kalwaria. Rozkładowo powinien już minąć Zachodnią, ale dopiero rusza ze Wschodniej. Za oknem śnieg, około 8 stopni poniżej zera. Pociąg dowleka się do Stadionu, otwarcie drzwi, charakterystyczne buczenie i odjazd. Przeczołgał się może 100 metrów w stronę Wisły i... stanął. Na razie nic nie zapowiada dramatu: ot, taki "klasyczny" postój, zaraz pewnie ruszy dalej. Jednak nie ma żadnej reakcji, nic. Mija 5, 10, 15 minut - dalej stoi, żadnej reakcji; pasażerowie zaczynają się denerwować i niepokoić; ktoś próbuje dodzwonić się na infolinię Kolei Mazowieckich - bezskutecznie. Powoli żegnam się z myślą o tym, że będę na miejscu na czas. Wtem widzę za oknem pierwsze osoby, które postanowiły opuścić pociąg, przebrnąć przez zaspy do stacji Warszawa Stadion i dalej już tramwajem bądź autobusem przedostać się do Centrum czy gdziekolwiek. Z minuty na minutę "wyciek" pasażerów z pociągu jest coraz większy, ogonki "piechurów" pojawiają się po obu stronach pociągu. Podchodzę do okna, rozglądam się - i słyszę syrenę pociągu nadjeżdżającego z drugiej strony (po torze podmiejskim)... Po chwili druga syrena kolejnego pociągu jadącego po torze dalekobieżnym - w kierunku Centralnego... A między tymi pociągami wyskakujący na śnieg ludzie, brodzący po lodzie i śniegu do najbliższego peronu... Słowem - m a s k a r a !
Nie wiem, jak obsługa pociągu mogła dopuścić do czegoś takiego - po sąsiednich torach jeździły co i rusz pociągi (wiadomo, poranny szczyt), a ludzie wyskakują z naszego pociągu i drepcą wzdłuż torów. Ja ostatecznie musiałem zrobić to samo, mogę więc zaświadczyć, że taki spacer po lodzie i śniegu był w tych warunkach naprawdę niebezpieczny. Dlaczego zatem obsługa pociągu nie podała żadnej informacji, co się dzieje i kiedy ruszymy? Dlaczego nie zareagowała na wyskakiwanie ludzi z pociągu, widząc, że po obu sąsiednich torach jeździły pociągi? To właśnie w polskich kolejach (i szerzej - w Polsce) jest dla mnie niepojęte. Ja rozumiem, że pociąg może się zepsuć - wszak to tylko maszyna. Ale dlaczego osoby obsługujące tę maszynę nie używają rozumu/nie znają procedur/nie mają elementarnego poczucia odpowiedzialności? Dlaczego nikt nie informuje o niczym? Załamać można ręce... Na szczęście nie doszło do żadnej tragedii, ale gdyby ktoś się poślizgnął czy przewrócił to maszynista jadącego po sąsiednim torze pociągu nie miałby szans na wyhamowanie. Koszmar!
P.S. Pomijam już fakt, że rzeczą niepojętą jest dla mnie brak jakiejkolwiek reakcji w sytuacji kryzysowej. Jeśli kilkadziesiąt metrów za stacją Stadion, na torze w kierunku zachodnim stoi zepsuty pociąg, to reakcja powinna być natychmiastowa. Ze Wschodniego pierwszym możliwym pociągiem (dalekobieżnym lub podmiejskim) rusza ekipa awaryjna. Tymczasem pierwszy możliwy pociąg podmiejski jadący z drugiej strony, gdzieś na Śródmieściu (przed nim albo za) powinien być opróżniony z pasażerów i, wjechawszy na tor o kierunku zachodnim, powinien podjechać do zepsutego grata i przepchnąć (jeśli potrzebny byłby sprzęg obu jednostek, to od tego jest ekipa awaryjna) go na Wschodnią, tak aby stał sobie przy którymś z peronów i nie blokował linii średnicowej. A tak przez pół godziny mojego pobytu w tym pociągu nie było żadnej informacji; jedyną reakcją było po jakimś czasie puszczenie części pociągów podmiejskich na Zachód przez Centralną. Ale dlaczego nie przekazano żadnych informacji i nie zadbano o pasażerów pociągu zepsutego, tj. tego, którym ja jechałem?
Nie wiem, jak obsługa pociągu mogła dopuścić do czegoś takiego - po sąsiednich torach jeździły co i rusz pociągi (wiadomo, poranny szczyt), a ludzie wyskakują z naszego pociągu i drepcą wzdłuż torów. Ja ostatecznie musiałem zrobić to samo, mogę więc zaświadczyć, że taki spacer po lodzie i śniegu był w tych warunkach naprawdę niebezpieczny. Dlaczego zatem obsługa pociągu nie podała żadnej informacji, co się dzieje i kiedy ruszymy? Dlaczego nie zareagowała na wyskakiwanie ludzi z pociągu, widząc, że po obu sąsiednich torach jeździły pociągi? To właśnie w polskich kolejach (i szerzej - w Polsce) jest dla mnie niepojęte. Ja rozumiem, że pociąg może się zepsuć - wszak to tylko maszyna. Ale dlaczego osoby obsługujące tę maszynę nie używają rozumu/nie znają procedur/nie mają elementarnego poczucia odpowiedzialności? Dlaczego nikt nie informuje o niczym? Załamać można ręce... Na szczęście nie doszło do żadnej tragedii, ale gdyby ktoś się poślizgnął czy przewrócił to maszynista jadącego po sąsiednim torze pociągu nie miałby szans na wyhamowanie. Koszmar!
P.S. Pomijam już fakt, że rzeczą niepojętą jest dla mnie brak jakiejkolwiek reakcji w sytuacji kryzysowej. Jeśli kilkadziesiąt metrów za stacją Stadion, na torze w kierunku zachodnim stoi zepsuty pociąg, to reakcja powinna być natychmiastowa. Ze Wschodniego pierwszym możliwym pociągiem (dalekobieżnym lub podmiejskim) rusza ekipa awaryjna. Tymczasem pierwszy możliwy pociąg podmiejski jadący z drugiej strony, gdzieś na Śródmieściu (przed nim albo za) powinien być opróżniony z pasażerów i, wjechawszy na tor o kierunku zachodnim, powinien podjechać do zepsutego grata i przepchnąć (jeśli potrzebny byłby sprzęg obu jednostek, to od tego jest ekipa awaryjna) go na Wschodnią, tak aby stał sobie przy którymś z peronów i nie blokował linii średnicowej. A tak przez pół godziny mojego pobytu w tym pociągu nie było żadnej informacji; jedyną reakcją było po jakimś czasie puszczenie części pociągów podmiejskich na Zachód przez Centralną. Ale dlaczego nie przekazano żadnych informacji i nie zadbano o pasażerów pociągu zepsutego, tj. tego, którym ja jechałem?
niedziela, 12 grudnia 2010
Śnieg
Odkąd trzy tygodnie temu spadł śnieg, zaczęło się prawdziwe białe szaleństwo. Dosłownie szaleństwo, gdyż na kolei niemal nic nie jeździ zgodnie z rozkładem, pasażerowie są otumanieni, zdezinformowani i wszyscy klną jak mogą na koleje. Ale po kolei (nomen omen).
Gdy w ostatni poniedziałek listopada spadł solidny śnieg, zaczął się prawdziwy hardcore. Gdy tego dnia wracałem do domu, na dworcu Warszawa Śródmieście powitał mnie gęsty tłum oczekujących na pociąg pasażerów (co już zapowiadało się nieciekawie), a później komunikat: Z powodu zamarzniętych rozjazdów na stacjach Warszawa Wschodnia i Warszawa Zachodnia pociągi przyjeżdżają z opóźnieniem... Dokładnego opóźnienia nawet nie próbowano precyzować - po pierwsze było tak duże, że na tablicach peronowych podawano, że opóźnienie jest nieograniczone, a po drugie: zawsze "opóźnienie może ulec zmianie". Następnego dnia znajomi licytowali się, kto dłużej wracał do domu (bo sparaliżowana była w Warszawie cała komunikacja).
Przez następne dni nie było inaczej - opóźnienia były już krótsze, ale standardem było pytanie się kasjerki: "Bardzo się dziś spóźniają pociągi?"; rano zaś zawsze istniała niepewność, czy do pracy/szkoły dojedzie się o czasie czy też z... kilkugodzinnym opóźnieniem. W mediach podawano informacje, że np. pociągi z Warszawy do Poznania mają po 4 godziny opóźnienia...
Jakby tego wszystkiego było mało, w niedzielę 12 grudnia wystartował nowy rozkład. Od poniedziałku różne media zaczęły się prześcigać w informowaniu, że każdego dnia jest jakaś awaria. Ja sam zaś "doznałem awarii" we środę, na linii średnicowej. Po prostu w pewnym momencie, za stacją Warszawa Stadion pociąg odmówił posłuszeństwa (vide).
Do tego większość peronów była (i jest nadal) zasypana śniegiem, schody ośnieżone i oblodzone, zero informacji... Pasażerowie zdenerwowani wyładowywali frustracje na Bogu ducha winnych kasjerkach i obsłudze pociągów; pracownicy kolei potem rewanżowali się pasażerom i tak dalej...
Słowem - działy się rzeczy, które filozofom się nie śniły.
Zastanawiam się tylko, czy zarządcy polskich kolei przewiedzieli, że w listopadzie/grudniu może spaść śnieg. Mimo prognoz byli najwyraźniej tym białym puchem kompletnie zaskoczeni. I winni tu są chyba wszyscy - i zarządca infrastruktury, i przewoźnicy. Bo jeśli zamarzają rozjazdy - to czy naprawdę, na takiej dużej stacji, jak Warszawa Wschodnia, nie można wysłać paru ludzi, którzyby zajęli się odgarnianiem śniegu? To nawet więźniowie albo bezrobotni mogliby takie prace wykonać! Podobnie z peronami i innymi odkrytymi "obiektami inżynieryjnymi". Gdyby w czasie śnieżycy, a przed intensywnym ruchem pieszych "puścić" ekipę, która by ten śnieg usunęła, to nie ubiłby się on w zwarty lód, grożący poślizgnięciem i w konsekwencji wypadkiem. Oczywiście o tym nikt nie pomyśli, bo tak trudno jest przewidzieć, że jeśli na warstwę śniegu nadepnie w ciągu kilku godzin kilkaset osób, to zrobi się z tego mały "lodowiec", którego usunięcie będzie wymagało dwukrotnie większej pracy i użycia sprzętu.
Wina też leży po stronie przewoźników - albo szerzej: organizacji pomiędzy przewoźnikami oraz zarządcą. Jak opisywałem w poście dotyczącym awarii na linii średnicowej. Dlaczego nie reaguje się w sytuacji kryzysowej błyskawicznie? Dlaczego nie ma gotowych procedur na takie sytuacje? Pociągi mogą się psuć, wypadki także statystycznie mają prawo się zdarzać. Dlaczego jednak w takich sytuacjach nikt nie potrafi właściwie zareagować? Winą przewoźników jest także dopuszczanie do niepojętnych dla mnie i niewytłumaczalnych stałych spóźnień rzędu 20 minut. Ja rozumiem, że pociąg może mieć do 5 minut spóźnienia, ale jeśli to się kumuluje i moja podróż zamiast 30 minut zajmuje 50 - a nie było żadnej awarii, poważnego wypadku itp. - to jest to dla mnie niezrozumiałe. Każde opóźnienie można i powinno się nadrobić: po coś rozkład jazdy jest. A obecnie rozkład sobie, a pociągi sobie. Czy to jest normalne?
Tyle krytyki, tyle pytań bez odpowiedzi. Ja jestem jednak optymistą, dlatego z tak chętnie witam korzystne zmiany idące w kierunku poprawy sytuacji na kolei: choćby tak drobne, jak uruchomienie na stronie Kolei Mazowieckich aktualizowanej na bieżąco podstrony o awariach i utrudnieniach (o czym pisałem niedawno).
Gdy w ostatni poniedziałek listopada spadł solidny śnieg, zaczął się prawdziwy hardcore. Gdy tego dnia wracałem do domu, na dworcu Warszawa Śródmieście powitał mnie gęsty tłum oczekujących na pociąg pasażerów (co już zapowiadało się nieciekawie), a później komunikat: Z powodu zamarzniętych rozjazdów na stacjach Warszawa Wschodnia i Warszawa Zachodnia pociągi przyjeżdżają z opóźnieniem... Dokładnego opóźnienia nawet nie próbowano precyzować - po pierwsze było tak duże, że na tablicach peronowych podawano, że opóźnienie jest nieograniczone, a po drugie: zawsze "opóźnienie może ulec zmianie". Następnego dnia znajomi licytowali się, kto dłużej wracał do domu (bo sparaliżowana była w Warszawie cała komunikacja).
Przez następne dni nie było inaczej - opóźnienia były już krótsze, ale standardem było pytanie się kasjerki: "Bardzo się dziś spóźniają pociągi?"; rano zaś zawsze istniała niepewność, czy do pracy/szkoły dojedzie się o czasie czy też z... kilkugodzinnym opóźnieniem. W mediach podawano informacje, że np. pociągi z Warszawy do Poznania mają po 4 godziny opóźnienia...
Jakby tego wszystkiego było mało, w niedzielę 12 grudnia wystartował nowy rozkład. Od poniedziałku różne media zaczęły się prześcigać w informowaniu, że każdego dnia jest jakaś awaria. Ja sam zaś "doznałem awarii" we środę, na linii średnicowej. Po prostu w pewnym momencie, za stacją Warszawa Stadion pociąg odmówił posłuszeństwa (vide).
Do tego większość peronów była (i jest nadal) zasypana śniegiem, schody ośnieżone i oblodzone, zero informacji... Pasażerowie zdenerwowani wyładowywali frustracje na Bogu ducha winnych kasjerkach i obsłudze pociągów; pracownicy kolei potem rewanżowali się pasażerom i tak dalej...
Słowem - działy się rzeczy, które filozofom się nie śniły.
Zastanawiam się tylko, czy zarządcy polskich kolei przewiedzieli, że w listopadzie/grudniu może spaść śnieg. Mimo prognoz byli najwyraźniej tym białym puchem kompletnie zaskoczeni. I winni tu są chyba wszyscy - i zarządca infrastruktury, i przewoźnicy. Bo jeśli zamarzają rozjazdy - to czy naprawdę, na takiej dużej stacji, jak Warszawa Wschodnia, nie można wysłać paru ludzi, którzyby zajęli się odgarnianiem śniegu? To nawet więźniowie albo bezrobotni mogliby takie prace wykonać! Podobnie z peronami i innymi odkrytymi "obiektami inżynieryjnymi". Gdyby w czasie śnieżycy, a przed intensywnym ruchem pieszych "puścić" ekipę, która by ten śnieg usunęła, to nie ubiłby się on w zwarty lód, grożący poślizgnięciem i w konsekwencji wypadkiem. Oczywiście o tym nikt nie pomyśli, bo tak trudno jest przewidzieć, że jeśli na warstwę śniegu nadepnie w ciągu kilku godzin kilkaset osób, to zrobi się z tego mały "lodowiec", którego usunięcie będzie wymagało dwukrotnie większej pracy i użycia sprzętu.
Wina też leży po stronie przewoźników - albo szerzej: organizacji pomiędzy przewoźnikami oraz zarządcą. Jak opisywałem w poście dotyczącym awarii na linii średnicowej. Dlaczego nie reaguje się w sytuacji kryzysowej błyskawicznie? Dlaczego nie ma gotowych procedur na takie sytuacje? Pociągi mogą się psuć, wypadki także statystycznie mają prawo się zdarzać. Dlaczego jednak w takich sytuacjach nikt nie potrafi właściwie zareagować? Winą przewoźników jest także dopuszczanie do niepojętnych dla mnie i niewytłumaczalnych stałych spóźnień rzędu 20 minut. Ja rozumiem, że pociąg może mieć do 5 minut spóźnienia, ale jeśli to się kumuluje i moja podróż zamiast 30 minut zajmuje 50 - a nie było żadnej awarii, poważnego wypadku itp. - to jest to dla mnie niezrozumiałe. Każde opóźnienie można i powinno się nadrobić: po coś rozkład jazdy jest. A obecnie rozkład sobie, a pociągi sobie. Czy to jest normalne?
Tyle krytyki, tyle pytań bez odpowiedzi. Ja jestem jednak optymistą, dlatego z tak chętnie witam korzystne zmiany idące w kierunku poprawy sytuacji na kolei: choćby tak drobne, jak uruchomienie na stronie Kolei Mazowieckich aktualizowanej na bieżąco podstrony o awariach i utrudnieniach (o czym pisałem niedawno).
KM - informacja o utrudnieniach i opóźnieniach
Coś jednak zmienia się na polskich kolejach na lepsze. W związku z niedawnymi "sensacjami" w ruchu pociągów KM, spowodowanymi opadami śniegu, pękaniem szyn, zamarzaniem rozjazdów itp. itd. na stronie tego przewoźnika pojawiła się bardzo użyteczna zakładka "Utrudnienia, awarie, opóźnienia". Znajdziemy tam na bieżąco aktualizowane informacje o odwołanych pociągach, awariach, wypadkach, powstałych opóźnieniach itp. Wszystko w formie krótkich notek, oczywiście zawsze z przeprosinami, a czasem nawet z praktyczną informacją dodatkową (np. gdy jeden pociąg został odwołany, zaproponowano skorzystanie z innego, z podaniem godziny jego odjazdu).
Trzeba pochwalić KM za to, że te informacje są naprawdę na bieżąco aktualizowane - czas od wystąpienia utrudnienia do pojawienia się informacji na stronie to, jak "na oko" mogę uśrednić, 0,5-1,5 godz. Wiem, że to wcale nie jest mało, ale jak na polskie warunki, gdzie informacji dotychczas nie było ŻADNEJ - jest to zauważalny, istotny i godny pochwały POSTĘP.
Jeśli miałbym jednak wskazać na wady tego rozwiązania, to przyczepiłbym się do kilku drobiazgów - a raczej: zaproponował pewne innowacje. Po pierwsze cała informacja jest trochę nieczytelna: brakuje rozbicia na informacje bieżące (z ostatnich kilku godzin/z dziś) i archiwalne (to fajnie, że mogę zobaczyć, jakie były wypadki i awarie wczoraj i przedwczoraj, ale jednak większość pasażerów nie jest historykami kolei...). Po drugie brakuje wyraźnego zaznaczenia, jakiej linii/jakiego odcinka dotyczy informacja. Jeśli bowiem uszkodzenie nastąpiło np. w Pruszkowie, to dla jadącego do/z Tłuszcza ma to mniejsze znaczenie - wystarczy zaś to dobrze oznaczyć/otagować (może jakaś forma mapki byłaby tu najwłaściwsza?). Ponadto dosyć niewygodne jest to, że ta informacja jest podawana tylko na stronie KM i to w bocznej zakładce. Administratorzy tego systemu powinni pomyśleć o rozwiązaniu najwygodniejszym dla pasażera. Przede wszystkim informacja mogłaby być - choćby w skrótowej formie - od razu na stronie głównej (w jakiejś ramce). Po drugie warto pokusić się o RSS, tak aby osoby potrzebujące takich informacji naprawdę na bieżąco, mogły do nich mieć łatwy dostęp. Po trzecie - jeśli KM wkroczyłyby naprawdę do Internetu, tj. miały profil na FB: warto byłoby takie informacje zamieszczać i tam (choć podejrzewam, że komentarze - niestety - byłyby pewnie niewybredne). Idealnym zaś rozwiązaniem byłaby informacja SMSowa (dla chętnych - po wykupieniu usługi za symboliczną złotówkę - albo gratis w bilecie miesięcznym ;)).
Te wyżej opisane kanały informowania nie zastąpią jednak dwóch rzeczy - po pierwsze solidnej, szybkiej i konkretnej informacji NA DWORCACH, tj. bezpośrednio do pasażerów. Ogólnie zaś rzecz ujmując: wszelkie informowanie post factum nie zastąpi nigdy (i) zapobiegania takim utrudnieniom, (b) sprawnego i błyskawicznego reagowania na takie problemy, jeśli się pojawią. Tego wypada więc wymagać w następnym rzędzie od KM i wszystkich innych przewoźników oraz zarządcę infrastruktury.
Trzeba pochwalić KM za to, że te informacje są naprawdę na bieżąco aktualizowane - czas od wystąpienia utrudnienia do pojawienia się informacji na stronie to, jak "na oko" mogę uśrednić, 0,5-1,5 godz. Wiem, że to wcale nie jest mało, ale jak na polskie warunki, gdzie informacji dotychczas nie było ŻADNEJ - jest to zauważalny, istotny i godny pochwały POSTĘP.
Jeśli miałbym jednak wskazać na wady tego rozwiązania, to przyczepiłbym się do kilku drobiazgów - a raczej: zaproponował pewne innowacje. Po pierwsze cała informacja jest trochę nieczytelna: brakuje rozbicia na informacje bieżące (z ostatnich kilku godzin/z dziś) i archiwalne (to fajnie, że mogę zobaczyć, jakie były wypadki i awarie wczoraj i przedwczoraj, ale jednak większość pasażerów nie jest historykami kolei...). Po drugie brakuje wyraźnego zaznaczenia, jakiej linii/jakiego odcinka dotyczy informacja. Jeśli bowiem uszkodzenie nastąpiło np. w Pruszkowie, to dla jadącego do/z Tłuszcza ma to mniejsze znaczenie - wystarczy zaś to dobrze oznaczyć/otagować (może jakaś forma mapki byłaby tu najwłaściwsza?). Ponadto dosyć niewygodne jest to, że ta informacja jest podawana tylko na stronie KM i to w bocznej zakładce. Administratorzy tego systemu powinni pomyśleć o rozwiązaniu najwygodniejszym dla pasażera. Przede wszystkim informacja mogłaby być - choćby w skrótowej formie - od razu na stronie głównej (w jakiejś ramce). Po drugie warto pokusić się o RSS, tak aby osoby potrzebujące takich informacji naprawdę na bieżąco, mogły do nich mieć łatwy dostęp. Po trzecie - jeśli KM wkroczyłyby naprawdę do Internetu, tj. miały profil na FB: warto byłoby takie informacje zamieszczać i tam (choć podejrzewam, że komentarze - niestety - byłyby pewnie niewybredne). Idealnym zaś rozwiązaniem byłaby informacja SMSowa (dla chętnych - po wykupieniu usługi za symboliczną złotówkę - albo gratis w bilecie miesięcznym ;)).
Te wyżej opisane kanały informowania nie zastąpią jednak dwóch rzeczy - po pierwsze solidnej, szybkiej i konkretnej informacji NA DWORCACH, tj. bezpośrednio do pasażerów. Ogólnie zaś rzecz ujmując: wszelkie informowanie post factum nie zastąpi nigdy (i) zapobiegania takim utrudnieniom, (b) sprawnego i błyskawicznego reagowania na takie problemy, jeśli się pojawią. Tego wypada więc wymagać w następnym rzędzie od KM i wszystkich innych przewoźników oraz zarządcę infrastruktury.
Etykiety:
awarie,
internet,
Koleje Mazowieckie,
opóźnienia
piątek, 3 grudnia 2010
Rozkad jazdy 2010/2011
Już jest!
M.in. na stronach Kolei Mazowieckich oraz Przewozów Regionalnych można już oglądać oficjalny rozkład 2010/2011. Dużo się pozmieniało - dlatego obiecuję skomentować wszystkie najważniejsze zmiany.
M.in. na stronach Kolei Mazowieckich oraz Przewozów Regionalnych można już oglądać oficjalny rozkład 2010/2011. Dużo się pozmieniało - dlatego obiecuję skomentować wszystkie najważniejsze zmiany.
Subskrybuj:
Posty (Atom)