BLOG PRZENIESIONY NA NOWY ADRES:
http://robert.skarzycki.pl/blog/naszynach/

piątek, 8 stycznia 2010

Z Warszawy do Wilna - pociągiem

Pewnej listopadowej soboty wybrałem się do Wilna, wybierając połączenie kolejowe, tzn. według sposobu opisanego w poprzednim poście: pociąg Hańcza z Warszawy Zachodniej do Šeštokai (de facto pierwsza stacja za granicą polsko-litewską), stamtąd skomunikowanym pociągiem kolei litewskich do Wilna.
Trochę po 7 pociąg ruszył z Warszawy Zachodniej - ja wsiadłem się na Centralnym. Wpierw musiałem odnaleźć właściwy wagon, bo - jak wspomniałem poprzednio - Hańcza jest hybrydą: w składzie są trzy wagony na Litwę (na końcu) oraz kilka (tak z pięć) tylko do Suwałk. Zanim dosiadłem się do przedziału, w którym już było dwóch facetów (starszy i młodszy), jakiś Rosjanin czy inny rosyjskojęzyczny obywatel ZSRR zdążył mnie w korytarzu wypytać, czy ma właściwy bilet - miał bilet bezpośrednio do Wilna, więc chyba bilet był w porządku (o ile zrozumiałem, o co mu chodzi...). Będąc już w przedziale zastanawiałem się, czy moi współtowarzysze też jadą na Litwę - jak się okazało: nie. Młodszy gość wysiadł bodaj w Białymstoku, starszy natomiast - w Augustowie. Gdy zbliżaliśmy się właśnie do Augustowa zdążył mi on opowiedzieć, że nad brzegiem jeziora Białego, obok którego przejeżdżaliśmy, stoi biały fotel, na którym odpoczywał Jan Paweł II w trakcie pielgrzymki w 1999 r.
Przed godziną 13 pociąg dotarł do Suwałk, gdzie następuje rozczepienie wagonów "krajowych" i "międzynarodowych" i zmiana kierunku jazdy. Co ciekawe, od razu do "akcji" wkracza ekipa sprzątająca, która nie tylko zajmuje się wagonami, które w Suwałkach zostają, ale także jadącymi na Litwę. Gdy pociąg ruszył, przekonałem się, że przypadkowa wybór pierwszego (licząc od czoła, w konfiguracji, w której pociąg rusza z Warszawy) "międzynarodowego" wagonu, była strzałem w dziesiątkę - teraz mój wagon był ostatni, mogłem dzięki temu obserwować (i fotografować) przestrzeń za pociągiem przez tylne drzwi wagonu.
W efekcie zostałem w przedziale sam, w tym samym wagonie była jeszcze 4-osobowa ekipa. Gdy wysiadłem w Šeštokai, zobaczyłem na peronie wszystkich podróżnych - łącznie to było może z 20 osób, nie więcej. Powstaje pytanie, po co w takim razie na Litwę jadą aż 3 wagony...
Zanim jednak znalazłem się na terytorium Republiki Litewskiej, pociąg dotarł do stacji Trakiszki:


Na tej stacji pociąg ma 0,5-min. postój: chyba tylko po to, by panowie z SOK mogli wysiąść. Ciekawostką jest dziwny obiekt, który stoi ponad torami tuż za stacją Trakiszki - jest to coś na kształt bramy. Ktoś kiedyś mi opowiadał, że gdy jeździł pociągiem do Wilna jeszcze na początku lat 90., to właśnie na granicy polsko-litewskiej otwierano bramę/furtkę, by mógł przejechać pociąg. Nie chcę skłamać, ale identyfikuję ową bramę/furtkę (która kiedyś musiała być faktycznie bramą, a teraz pozostała dziwnym łukiem tryumfalnym - reliktem czasów Związku Radzieckiego):




Po przekroczeniu granicy, rytualnie przesunąłem zegarek o godzinę do przodu - i nagle zrobiło się po 14. W końcu, przed 15 (czasu już litewskiego) pociąg dotarł do Šeštokai. Warto tu zaznaczyć, że prawidłowo nazwę tę wymawia się Szesztokaj, jednak obsługa pociągu z uporem godnym lepszej sprawy ciągle mówiła Szestokaj. A przecież wszędzie widać, że nad dwoma S jest "ptaszek"...


Pani z kasy bez problemu mówi po polsku, ale ja nauczony formułki po litewsku posłużyłem się lokalnym narzeczem. Bilet kolei litewskich może nie jest olśniewający, ale za to praktyczny - wydrukowany jak zwykły paragon ze sklepu, tylko trochę szerszy. Gdy już miałem bilet, mogłem wsiąść do owego cuda, które miało mnie zawieźć do Wilna - był to spalinowy pociąg trzeciej klasy (tak, na Litwie najwyraźniej mają 3 klasy), produkcji łotewskiej, standardu naszych osobowych.




Ledwie zdążyłem się rozsiąść na swoim miejscu i wyjąć aparat, a już zaczęła mnie strofować jakaś stara Litwinka - domyśliłem się, że chodzi jej o drzwi, że zimno jej wieje. A ja tylko uchyliłem drzwi od przedziału i w nich stanąłem, by zrobić zdjęcie - czujna pasażerka kolei litewskich przyleciała do mnie z drugiego końca przedziału (a to był przedział, jak w osobowych - czyli chyba cały wagon ma 2 przedziału), by obwieścić, że te na chwilę uchylone drzwi wpływają na komfort jazdy w drugiej części wagonu... Nie zrażony jednak tym incydentem, usiadłem na swoim miejscu i czekałem, aż pociąg ruszy.
W pociągu nie było wielu podróżnych, jednak przedział stopniowo się zapełniał na każdej stacji; przez chwilę istniało niebezpieczeństwo, że spędzę połowę podróży z wycieczką litewskich dzieci - na szczęście przejechali tylko jedną czy dwie stacje i cała grupa wysiadła. W czasie tej 3-godzinnej podróży obserwowałem nie tylko krajobrazy (to krótko, bo niedługo po odjeździe z Šeštokai zaczęło zmierzchać) i podróżnych, ale także pracę pań konduktorek. Ciekawe jest to, że panie są w pełnej czujności cały czas - gdy ktoś wsiądzie do przedziału, one od razu sprawdzają tej osobie bilet. Chyba nie ma możliwości jazdy na gapę.
Warto zauważyć, że nawet taki osobowy pociąg na Litwie wyposażony jest w bardzo praktyczne urządzenie, którego niemasz w polskich kolejach - wyświetlacz, pokazujący następną stację. Do tego - miły kobiecy głos zapowiadający aktualny i następny przystanek. W Kolejach Mazowieckich nawet jeśli w ramach renowacji jednostki zainstalowano wyświetlacze wewnątrz pociągu, to informują one tylko o stacji docelowej albo raczą nas bardzo ważną informacją o imionach dzisiejszych solenizantów... Jaką praktyczną wskazówkę mogę podzielić się informacją, którą sam odkryłem. Otóż, w ramach zapowiedzi głosowych w pociągach litewskich stosowany jest następujący schemat: gdy pociąg wjeżdża na stację X, w megafonie usłyszymy: stacja X; następna stacja Y. Jak rozróżnić, o której stacji jest mowa? Trzeba zapamiętać, że następna stacja to po litewsku kita stotis. Gdy zatem dojedziemy do stacji Kaišiadorys, usłyszymy słodko-miękkim akcentem: "Kaišiadorys. Kita stotis: Lentvaris".
Mimo że pociąg miał dużo przystanków i trasa była prawie 3-godzinna, przyjechał on do Wilna punktualnie. - Za dowód tego, że i ja tam dojechałem, niech służy poniższe zdjęcie:



PS. W następnym wpisie fotorelacja z podróży powrotnej, z bardziej szczegółowym opisem odcinka litewskiego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz