BLOG PRZENIESIONY NA NOWY ADRES:
http://robert.skarzycki.pl/blog/naszynach/

niedziela, 26 lutego 2012

Transgranicznie: Koleją na Litwę

Z Litwą mamy tylko jedno połączenie kolejowe - przez przejście graniczne w Trakiszkach. Kursuje przezeń jedna para pociągów - "Hańcza" relacji Warszawa Zachodnia-Šeštokai (i z powrotem). Do owego Szostakowa (bo tak po polsku brzmi nazwa tej miejscowości) raczej nikt specjalnie wybierał się nie będzie, ale z tym pociągiem skomunikowany jest pociąg litewskich kolei - do Wilna (jedzie też m.in. przez Kowno).
"Hańcza" odjeżdża z Zachodniej o 7:10, trochę po 13 przekracza granicę i na 14:47 czasu lokalnego (czyli tego +1 w stosunku do Polski) melduje się w Šeštokai. Tam o 15:00 odjeżdża pociąg do Wilna (przyjazd na 17:56).
Odnośnie cen i sposobów na obniżenie wydatku (broń Boże nie należy kupować bezpośredniego, międzynarodowego biletu z Warszawy do Wilna!) - odsyłam do kilku wpisów na tym blogu: tu, tu i tu. Warto pamiętać, że "Hańcza" - jako jeden z niewielu pociągów na polskich torach - jest zawsze zestawiana z wagonem do przewozu rowerów.

Tyle jeśli chodzi o teraźniejszość. Teraz może trochę o przeszłości, przyszłości i marzeniach. :) Oczywiście kiedyś - tzn. do 1945 r. z Warszawy do Wilna jeździło się przez Grodno. To właśnie tędy prowadzi kolej petersburska, czyli nitka łącząca dawną stolicę carskiego imperium z Warszawą. W okresie międzywojennym i Grodno, i Wilno leżały na terenie Polski, więc nie było problemu z transportem na tej linii. Zmiana granic po drugiej wojnie światowej zmieniła tutaj wszystko. Urwało się normalne połączenie z Wilnem. Dopiero w latach 60. wybudowano łącznicę Sokółka-Dąbrowa Białostocka, dzięki czemu z Białegostoku można w miarę normalnie dojechać do Augustowa i Suwałk (wcześniej trzeba było jechać przez Ełk). Po upadku ZSRR i powstaniu na jego gruzach nowych państw, sytuacja skomplikowała się jeszcze bardziej. Obecnie, gdy na Białorusi obowiązują wizy, a Litwa jest członkiem UE - najkrótszy i najprostszy przejazd koleją petersburską przez Grodno nie wchodzi w grę. W efekcie trzeba nadłożyć sporo drogi przez Suwałki i Kowno. (Dotyczy to zresztą nie tylko kolei, ale i jazdy samochodem.) Marzenia należy jednak mieć - tak jak kiedyś trudno było sobie wyobrazić upadek ZSRR i podróże po Europie bez paszportu, tak i mnie wolno marzyć, że kiedyś będzie można bezproblemowo pojechać pociągiem do Wilna (i dalej!) przez Grodno.
Sprawą przyszłości, ale już nie tej okrytej we mgle marzeń, ale tej realnej - są duże zmiany na obecnym połączeniu na Litwę - przez Suwałki i przejście graniczne w Trakiszkach. W przeciągu dwóch lat ma powstać normalnotorowa linia do Kowna. Trzeba bowiem pamiętać, że na Litwie - jak w całym dawnym ZSRR - sieć kolejowa jest szerokotorowa. Polski pociąg "Hańcza" dojeżdża do stacji Šeštokai - dalej nie ma już normalnych torów. Plan przewiduje pociągnięcie normalnotorowej linii aż do Kowna, żeby po pierwsze można było to drugiego miasta Litwy dojechać z Polski i całego systemu kolei normalnotorowej - bez przesiadek; po drugie - żeby przesiadki/przeładunek z normalnego na szeroki tor następowały na dużej stacji węzłowej, a nie "w polu". Pomysł jest bardzo dobry, popieram w całości.
Myślę jednak, że warto pójść i w drugim kierunku - wybudować te kilkanaście (lub trochę więcej) kilometrów toru szerokiego, aż do Suwałk. Dzięki temu litewskie pociągi szerokotorowe z Wilna, Kowna lub skądkolwiek mogłyby kursować bezpośrednio do Suwałk. Logiczny byłby też podział: regionalne pociągi litewskie (takie jak obecny pociąg Šeštokai-Wilno) wjeżdżałyby do Polski, do Suwałk; natomiast polskie pociągi kwalifikowane kursowałyby w relacjach do Kowna.
Szkoda też, że obecnie - kiedy takiej linii normalnotorowej nie ma - nie wykorzystuje się istniejącego na stacji w Mockavie systemu SUW 2000. Jest to nasz polski patent, który umożliwia wagonom, które jadą na specjalnie przygotowanych do tego dwusystemowych wózkach, zmianę rozstawu kół w ciągu kilkunastu minut. Rozwiązanie - rewelacja, pracuje chyba obecnie na linii "wylotowej" na Ukrainę, w Mościskach. Czemu zostało zarzucone na odcinku litewskim?

środa, 15 lutego 2012

Transgranicznie: Koleją do Niemiec

Poniżej pierwszy odcinek z serii - jak dojechać tanio i łatwo (koleją!) do naszych sąsiadów. Najpierw - Niemcy.


Ze Szczecina:
Codziennie mamy do dyspozycji wspaniały dojazd do Berlina: 8 par połączeń regionalnych oraz jedną parę pociągu klasy EC. Podróż trwa około dwóch godzin (od 1h45m do 2h12m). Część pociągów to relacje tylko do Angerműnde, ale z dogodnym, kilkuminutowym skomunikowaniem z pociągiem do Berlina. Jednakże tymi połączeniami z przesiadką dojedziemy do samego Berlin Hauptbahnhof, natomiast pociągi bezpośrednie to relacja tylko do dworca Berlin Gesundbrunnen. Pociąg EC oczywiście dojeżdża do berlińskiego dworca głównego.
W kierunku do stolicy Niemiec pociągi odjeżdżają o 4:28 (przesiadka), 7:56 (bezpośredni, tylko do Gesundbrunnen),  8:35, 10:16, 12:26 (wszystkie trzy z przesiadką), 14:32 (EC), 16:36, 18:26 (oba bezpośrednie, tylko do Gesundbrunnen), 20:50 (bezpośredni, w relacji do Berlin ZOO Garten, jedzie trasą okrężną przez dworce Ostbahnhof, Alexanderplatz i Freidrichstrasse).
Z powrotem do Polski (dojazdy z dworca głównego):  6:33, 7:48, 9:33, 11:37 (EC), 12:33, 14:33, 17:18 (ten jeden nie odjeżdża z Haputbahnhofu, ale z Gesundbrunnen), 18:33, 20:33.
Co ciekawe, EC jest pociągiem relacji Szczecin Główny - Praha, zatem mieszkańcy stolicy woj. zachodniopomorskiego mogą bezpośrednio dojechać do stolicy Czech. :) (Drugą stroną medalu jest to, że ten EC - jako przecież pociąg kwalifikowany - nie jest szybszy na odcinku Szczecin-Berlin od pociągów regionalnych, zatrzymujących się na każdej stacji. :))
Jak zatem widać - oferta bardzo szeroka, a co więcej: mamy do dyspozycji atrakcyjną promocję, którą serwują nam Przewozy Regionalne. Za przejazd w jedną stronę na tym odcinku zapłacimy tylko 10 euro! (Inne atrakcyjne oferty cenowe opisałem zbiorczo na końcu tego wpisu.)

Z Kostrzyna:
Ze stacji Kostrzyn (chodzi o ten Kostrzyn nad Odrą, rzecz jasna - nie mylić z Kostrzynem Wielkopolskim! ;)) począwszy od 5:07 co godzinę (niemalże równo co 60 minut) odjeżdża bezpośredni pociąg do stacji Berlin Lichtenberg. Czas podróży: poniżej 1,5 godz. Ostatni kurs z Kostrzyna o 21:10. W kierunku powrotnym analogicznie - w sumie 16 kursów co godzinę od 5:37 do 20:38. (Czyli można jeszcze do wieczora pobalować w berlińskich knajpach i spokojnie wrócić przed północną do Ojczyzny. ;))
Wszystkie wymienione pociągi kursują w relacji Kostrzyn-Berlin Lichtenberg, ale spora ich część jest dobrze skomunikowana z tymi jadącymi z/do "głębi kraju". Z Gorzowa Wlkp. mamy mniej-więcej dogodne połączenie do Berlina co 2 godziny (z przesiadką w Kostrzyniu, rzecz jasna). Sięgając jeszcze dalej - z Krzyża (ważny punkt przesiadkowy - leży na linii Poznań-Szczecin; jadąc więc np. z Warszawy raczej tu będziemy się przesiadać na pociąg w kierunku Kostrzyna) 5:03, 6:29, 8:46, 13:25, 14:46, 16:18, 18:18. Wszystkie te połączenia to 3-4 godziny podróży. Jest jeszcze dłuższe (czas jazdy 4h44m) połączenie z dwoma przesiadkami - odjazd 10:25.
Znowu - kolejne miasto z bardzo dobrym (wybornym wręcz!) połączeniem ze stolicą Niemiec. A przy tym dosyć dobrze skomunikowane z resztą kraju - warto zapamiętać, żę Kostrzyn może być naszą bramą do Reichu. ;)

Z Rzepina (czyli kierunek z Poznania i Zielonej Góry):

Kolejną kolejową "bramą" do Niemiec jest linia Rzepin-Słubice-Frankfurt n. Odrą. Z samego Rzepina mamy do dyspozycji trzy pociągi kategorii REGIO: 8:19, 13:03, 18:13. Pierwszy z nich jest w relacji z Zielonej Góry, dwa kolejne - z Poznania. (Czas jazdy Poznań-Frankfurt to prawie 3 godz.; z Zielonej Góry to 2 godziny z małym "hakiem".) Ponadto w Rzepinie zatrzymują się także międzynarodowe pociągi kwalifikowane z Warszawy bezpośrednio na Berlin Hauptbahnhof (EC - odjazdy z Rzepina - 10:54, 13:54, 18:54, 21:54 oraz EN 22:47).
Jednakże pasażerowie preferujący podróże ekonomiczne, jeśli chcą jechać do Berlina nie są skazani na EC. Jeśli dotrzemy do Frankfurtu nad Odrą którymś z wcześniej wymienionych pociągów REGIO, to w tymże Frankfurcie mamy dosyć dogodne skomunikowania na niemieckie pociągi regionalne do Berlina: podróż Rzepin-Berlin zajmie mniej niż 1,5 godz. (np. połączenie: Rzepin 18:13-Frankfurt 18:38 i Frankfurt 18:41-Berlin Ostbahnhof 19:42). Co więcej, jeśli znajdziemy się w Rzepinie w środku dnia, gdy nie ma kursów do Frankfurtu, to możemy "ratować się" połączeniem przez wspomniany wyżej Kostrzyn - mamy dwa połączenia: odjazd z Rzepina 15:17 (godzinna przerwa w Kostrzyniu - np. na "ostatni" obiad zapłacony w złotówkach ;)) i 19:09 (ten już bez dłuższego oczekiwania - trzyminutowe skomunikowanie w Kostrzyniu i na 21:28 jesteśmy w Berlinie).

Z Żagania (a po drodze także Żary):
Z Żagania są do dyspozycji dwa pociągi (jadące do niemieckiej stacji Frost): 5:30, 15:30. (Analogicznie w drodze powrotnej.) Oferta skromna, ale ten kierunek jest oczywiście mniej ważny niż wyżej opisane trzy szlaki z zachodniej i północno-zachodniej Polski - do Berlina. Jednakże dla podróżujących na Łużyce, do Chociebuża - a także stamtąd możemy bardzo szybko dostać się do Lipska (jakieś 2 godzinki pociągiem RE) - jest to chyba rozwiązanie dosyć korzystne.

Zgorzelec:
Kolejnym przykładem "bazy wypadowej" do Niemiec może być Zgorzelec. Po pierwsze dlatego, że możemy wybrać jeden z trzech codziennych pociągów relacji Wrocław-Drezno (odjazdy ze Zgorzelca: 9:13, 15:13, 20:13). Po drugie: są to nowe i schludne autobusy szynowe. Po trzecie: Zgorzelec-Görlitz to ponoć bardzo ładne miasto. :) Po czwarte: możemy tu skorzystać z baaardzo atrakcyjnej oferty nazwanej bilet Euro-Nysa. Za jedyne 25 zł możemy cały dzień (od momentu "skasowania" do 4 rano następnego dnia) jeździć pociągami regionalnymi w przygranicznym trójkącie Niemiec, Czech i Polski. W Polsce zasięg obowiązywania sięga do Bolesławca, w Czechach obejmuje Liberec, a w Niemczech - na głównej linii do Drezna dojedziemy z nim aż do Bischofswerdy. Z samego Wrocławia za 39 euro dojedziemy do Drezna. (Przy bilecie rodzinnym/grupowym można "zejść" z ceny nawet do 12 euro/osobę.)
Podróż tymi pociągami jest szybka - ze Zgorzelca to troszkę ponad godzinę, z Wrocławia - ok. 3,5 godz. Polecam każdemu, a zwłaszcza miłośnikom kolejnictwa, bo po drodze zwiedzamy ciekawe obiekty inżynieryjne: wiadukt w Bolesławcu i most w Zgorzelcu. :)

Bilety:
Wspomniałem wyżej już o ofercie Euro-Nysa, wspomniałem także o atrakcyjnych cenach na trasie Szczecin-Berlin. Uporządkujmy teraz te informacje. Po pierwsze - jeśli chodzi o bilet Euro-Nysa (zasięg obowiązywania, dokładne ceny etc.), to odsyłam na strony Przewozów Regionalnych. Warto jedynie podkreślić, że bilet obowiązuje na wspomnianym obszarze nie tylko w pociągach, ale także w komunikacji autobusowej (m.in. PKS-y w Bolesławcu, Węglińcu, Jeleniej Górze).
Po drugie - Brandenburski Związek Transportowy (VBB) oferuje "taryfę stykową": ze Szczecina i Gorzowa możemy wedle jej postanowień na specjalnych zasadach cenowych podróżować do Berlina, do Poczdamu i na berlińskie lotnisko Schönefeld. Według tej taryfy dojazd ze Szczecina do Berlina będzie kosztował (w jedną stronę) 10 euro; z Gorzowa - 11 EUR. Jadąc z tego drugiego miasta mamy do dyspozycji także bilety dla małych grup (do 5 osób), m.in. jednorazowy za 32,40 EUR (co daje 6,48 EUR/osobę przy pełnej grupie).
Przy podróży ze Szczecina warto zainteresować się ofertami DeutscheBahnu takimi jak: Schönes-Wochenende-Ticket, Brandenburg-Berlin-Ticket, Mecklemburg-Vorpommern-Ticket. Pierwszy z nich przewidziany jest dla grup do 5 osób (koszt ok. 40 EUR) i pozwala nam na nieograniczone podróżowanie po bardzo dużej części Niemiec przez jeden dzień z dwóch weekendowych dni (kompletna lista związków transportowych, które honorują ten bilet - do przejrzenia tu). W Polsce możemy nim przejechać odcinki od granicy do pierwszej stacji (do Szczecina, Zasieków, Zgorzelca, Słubic i Kostrzyna). Pozostałe dwa bilety też są biletami jednodniowymi, ale obowiązują w dni powszednie, jednakże na dużo mniejszym obszarze (Brandenburgia).

Przyszłość:
"Rynek Kolejowy" donosi, że w czerwcu, wraz z korektą rozkładu, ma się poprawić skomunikowanie polskich i niemieckich pociągów: polskich w relacji Zielona Góra-Frankfurt n. Odrą, niemieckich - dalej do Berlina. Ja bym jednak rozwijał ofertę połączenia ZG-Berlin także w kierunku przejścia granicznego Zasieki-Forst, ponieważ tamtędy można by poprowadzić pociągi relacji Wrocław-Berlin (które moim zadaniem byłyby czymś bardzo atrakcyjnym - i dla polskich, i dla niemieckich podróżnych). Tradycyjna, jeszcze sprzed 1945 r. trasa pomiędzy tymi odcinkami wiodła właśnie po tej linii przez Cottbus, Forst, Żary, Żagań i Legincę. To tędy kursował przed wojną słynny "Latający Ślązak" - superszybki jak na ówczesne czasy (a i jak na polskie obecnie - prędkość handlowa ok. 140 km/h...) spalinowy pociąg relacji Berlin-Breslau, który ów 350-kilometrowy odcinek pokonywał w mniej niż 3 godziny (sic! ja! tak!). Dzięki temu wrocławianie uzyskaliby dobre połączenie z Berlinem (obecnie muszą albo dotelepać się do Rzepina, albo jechać przez Drezno, co nie jest zbytnio szczęśliwym rozwiązaniem), także z opcją przesiadki w Cottbus i dalej np. do Lipska. Z tego połączeni skorzystać mogliby także mieszkańcy Legnicy oraz Zielonej Góry (krótki dojazd i dosiadka w Żarach).
Jeśli chodzi o Zieloną Górę - warto pomyśleć o reaktywacji linii Czerwieńsk-Gubin. Nie wiem, jak jest tam stan torów, ale Google Maps pokazuje, że linia kolejowa jest w całości. :) Reaktywacja linii tylko dla ruchu Gubin-Zielona Góra (po drodze nie ma zbyt dużych miejscowości) być może nie miałaby sensu, ale jeśli tędy puścić ruch z ZG do Niemiec (np. do Cottbus), to perspektywa staje się sensowniejsza.

Podsumowując - perspektywy transportu kolejowego pomiędzy Polską a Niemcami są z roku na roku coraz lepsze. Oferta poprawia się z każdym nowym rozkładem, ceny są atrakcyjne nawet dla osób o bardzo ograniczonych środkach na wojaże. Kwestią problematyczną pozostaje oczywiście sprawa elektryfikacji przygranicznych odcinków - wszystkie one są niezelektryfikowane (poza przejściem granicznym w Słubicach-Frankfurcie). O ile w wypadku linii ze Zgorzelca do Drezna nie jest to problem, bo cała trasa Bolesławiec-Drezno jest w trakcji spalinowej, to jednak fakt, że odcinek Passow-Szczecin są "bez prądu", jest dosyć uciążliwy, jeśli chodzi o organizowanie przewozów. Nie jest jednak to tak do końca proste, ze względu na różne systemy prądu, jakie są stosowane na polskich (3 kV DC) i niemieckich (15 kV 16,7 Hz). (Ale i na to są sposoby!) Ponadto pewne odcinki wymagają także innych inwestycji: pomiędzy Passow a Szczecinem przydałby się drugi tor; tak samo odcinek Frost-Cottbus.

piątek, 10 lutego 2012

Kradzione nie tuczy?

To jest - niestety - Polska. Przyzwyczajeni jesteśmy do opisywanych przez media różnych historii - "spektakularnych" kradzieży (np. wyniesienia połowy czołgu na złom) albo piramidalnych absurdów (absurdy urzędnicze ot choćby...). Nieczęsto zdarza się jednak, że mamy do czynienia z wydarzeniem, które łączy oba te aspekty. Proszę sobie wyobrazić mój stan ducha, gdy w ciągu kilku minut, podczas przeglądania bezpłatnej, rozdawanej na mieście, gazety natrafiłem na dwie takie historie. W obu przypadkach - mówiąc młodzieżowo - miałem do wyboru tylko facepalm. ;)
Oto pierwsza z historii:
PKP Polskie Linie Kolejowe otworzyły oferty złożone w przetargu na modernizację 16 km torów między Tychami a fabryką Fiata. Według „Gazety Wyborczej” remont będzie przeprowadzony m.in. dlatego, że pociągi transportujące samochody z fabryki jeżdżą zbyt wolno i w trakcie przejazdów dewastowane i okradane są auta.
Sic! Jak czytamy dalej: "Z samochodów giną radia, zapasowe koła, a nawet akumulatory. Na odcinku Tychy-Górki Ściernie kursuje 16 pociągów towarowych, które przewożą samochody z zakładu Fiata w Tychach oraz 32 pociągi pasażerskie na szlaku Tychy-Tychy Miasto. Przejeżdżające tamtędy pociągi zwalniają do 30 km/h z powodu złego stanu infrastruktury. Tak niska prędkość pozwala złodziejom na to, by dostać się na wagony i niszczyć pojazdy oraz kraść elementy ich wyposażenia." Komentarz? Brak słów... (Oba cytaty stąd.)

Druga historia:
Koleje Śląskie postanowiły "ukulturalnić" swoich pasażerów i zaserwowały 1500 egzemplarzy książek do swoich pociągów (patrz np. tu). Ot, tak - jak rozumiem - książki miały sobie leżeć, żeby podróżni mogli sobie sięgnąć i przeczytać/przekartkować, jeśli mieli na to ochotę. Efekt? 500 książek "poszło w Polskę", czyli niektórzy pasażerowie postanowili sobie je "wypożyczyć" (z terminem zwrotu - ad Kalendas Graecas). OK, ja rozumiem, że ktoś sobie taką książkę nawet zabrał: wziął z półki, zaczął kartkować, zainteresowała go ta pozycja, potem przy wysiadaniu pomyślał, że sobie weźmie i doczyta do końca, a potem odda znów do pociągu. Ale to:
Kilka dni temu konduktor złapał na gorącym uczynku 53 - latka z Libiąża, który chciał wynieść aż cztery książki.
Bibliofil czy handlarz?

P.S. Dopiero po napisaniu tego tekstu spostrzegłem, że oba przypadki dotyczą województwa śląskiego. Jakaś dywersja "ukrytej opcji niemieckiej"? ;)

środa, 8 lutego 2012

Chronometrażysta potrzebny od zaraz!

Parę dni temu na stronie Kolei Mazowieckich, w zakładce z informacjami o utrudnieniach i awariach pojawił się następujący komunikat:


Pierwsza myśl, zwłaszcza mniej rozeznanego czytelnika: "Brawo! Tak być powinno. Wiadomo, awarie się czasem zdarzają, ale powinna być o tym szybka informacja." Faktycznie, taką sytuację mamy i w tym wypadku. Uważne oko krytyka wypatrzy jednak pewien mankament. Spójrzmy na ten komunikat raz jeszcze - podkreślenia moje:


Niestety, obsługa strony KM spóźniła się o trzy minuty. :) Zakładając nawet, że jakiś mieszkaniec Mińska przed wyjściem z domu sprawdził na stronie przewoźnika komunikaty o awariach i utrudnieniach (nawet ja tego nie robię :P), to niestety - nawet gdyby tę stronę przeglądał w telefonie, stojąc na peronie - mógłby tylko zobaczyć, że właśnie odjechał "zastępczy pociąg" o 11:36. :/

P.S. Oczywiście opisana tu historia jest śmieszna, bo przecież i tak każdy podróżny, znajdując się już na stacji i dowiadując o odwołaniu pociągu wsiądzie w "pierwszy lepszy" pociąg jadący w pożądanym przezeń kierunku. Warto jednak zwrócić w Kolejach Mazowieckich uwagę na obieg informacji. Czy to zawiniła obsługa pociągu 9812 - która dopiero mając półgodzinne opóźnienie (przy ciągłym podejmowaniu prób uruchomienia składu) przekazała informację wyżej? A może to centrala zawiniła - wiadomo było już przed planowym odjazdem pociągu 9812, że cała jednostka "przymarzła do szyn" i nie pojedzie, informację tę przekazano, a opóźnienie spowodowała opieszałość działu informatycznego/informacyjnego?

niedziela, 5 lutego 2012

Dziwadła: Gniezno-Jelenia Góra

Nowy rozkład jazdy dla wielu już przestał być nowy - gdy korzysta się z kolei na co dzień przy dojazdach do pracy lub szkoły, każda zmiana w rozkładzie po jakimś czasie powszednieje. Mnie jednak rozkład 2011/2012 wciąż zaskakuje. Ostatnie niespodzianka to odkrycie prawdziwego dziwadła: pociągu REGIO (nr 7620/7621) relacji Gniezno-Jelenia Góra (sic!). Odjazd z pierwszej polskiej stolicy o 05:51, przyjazd do stolicy Karkonoszy - 14:01, czyli fascynująca 8-godzinna podróż kiblem przez pół Polski (dokładnie 342 kilometry przez teren 5 dawnych, gierkowskich województw ;)).
Jako dowód - screen z wyszukiwarki:

sobota, 4 lutego 2012

Śnieg zasypał włoskie koleje

W Polsce mamy duże mrozy, ale na szczęście nie ma większych problemów na kolei (nie licząc np. drobnych pęknięć szyn, które to usterki - choć uciążliwe - to szybko są usuwane). Tymczasem we Włoszech zima na całego. Niemalże - zima stulecia. W telewizji włoskiej pełna ekscytacja śniegiem, który paraliżuje pół kraju. Oczywiście pełno migawek z zasypanych miast i wsi. A wśród tych materiałów - także informacje o sporych problemach na kolei. A to że jakiś pociąg do utknął w połowie drogi do Rzymu i kilkuset pasażerów przesiedziało w nim prawie 10 godzin. A to znowu, że spore opóźnienia na wielu stacjach. Powtarza się także słowo "caos", oznaczające rzecz jasna "chaos". Hm... Skąd my to znamy? Déjà vu sprzed roku, prawda? :) Cóż, można (i chyba trzeba) współczuć Włochom tych problemów i modlić się, żeby te wielkie opady śniegu (które sparaliżowały także Bałkany) nie dotarły do nas. A w międzyczasie dla pocieszenia można sobie rzucić okiem na tablicę przyjazdów ze stacji w Bolonii.


Nie ma lepszego uczucia niż mieć świadomość, że inni mają jeszcze gorzej albo co najmniej tak źle jak my. ;)