BLOG PRZENIESIONY NA NOWY ADRES:
http://robert.skarzycki.pl/blog/naszynach/

wtorek, 22 listopada 2011

Różni przewoźnicy - różne taryfy

W najnowszym numerze "Z Biegiem Szyn" skomentowano wypowiedź premiera Pawlaka, dotyczącą taryf kolejowych:
Wprowadzono wiele spółek przewozowych, co doprowadziło do takiego bałaganu, że pasażer jest dzisiaj zmuszony kupować kilka biletów. W zależności od tego, jaki pociąg pojedzie, musi mieć odpowiedni bilet. Tymczasem to nie powinno być przedmiotem uwagi pasażera. To jest problem spółek przewozowych, które powinny się rozliczać między sobą.
("Z Biegiem Szyn", 6/2011, s. 5)
Trzeba docenić uwagę polityka PSL, który - jak zauważa "ZBS" - choć sam codziennie dojeżdża do Warszawy pociągiem, to jako poseł biletów kupować nie musi. Trudno nie przyznać mu racji - bałagan taryfowo-biletowy na polskich kolejach jest faktem. Nie żyjemy jednak w świecie-czarno białym: całe to zagadnienie jest trochę bardziej złożone.
Dyskusja o różnych taryfach poszczególnych przewoźników jest tak naprawdę dyskusją o samej idei uruchamiania indywidualnych spółek kolejowych, a także - o kwestii prywatyzacji ruchu kolejowego. Niektórzy zwolennicy wolnego rynku i liberalnej ekonomii zapominają czasami, że koleje to trochę specyficzny środek transportu. Z zasady rynek kolejowy jest mocno regulowany - nie ma takiej wolności jak w ruchu lotniczym bądź samochodowym: nie można "dowolnej" ilości pojazdów wtłoczyć na jedną trasę. Wynika to wyższych standardów bezpieczeństwa na kolei, a także prozaicznego faktu, że gdy z miasta A w kierunku miasta B mamy jedną nitkę torów, to z próżnego i Salomon nie naleje - a pociągom trudniej jest się wzajemnie wyprzedzać. Dalej, sama kolej ma także pewne inne, dodatkowe funkcje, poza zwykłym transportem ludzi i towarów. W końcu - niesprawiedliwa jest sytuacja, w której przewoźnicy kolejowi płacą za dostęp do infrastruktury, zaś busiarze i PKS-y nie płacą dodatkowo za poruszanie się po drogach. (To wszystko są jednak tematy na oddzielne wpisy, nie chcę tu wchodzić w szczegóły.)
Ponadto, trzeba mieć na uwadze, że za rosnący bałagan taryfowy odpowiedzialne są samorządy, tworzące kolejne lokalne spółki przewozowe (czemu się sprzeciwiam). Jedynie na Mazowszu zostało to w miarę sensownie rozwiązane - wyrzucono Przewozy Regionalne z terenu województwa. W innych regionach po prostu dodano kolejnego przewoźnika, co nie do końca jest racjonalnym postępowaniem, a na pewno miesza pasażerom w głowach.
Na szalkach wagi trzeba jednak położyć i inne argumenty. Nie zgodzę się z ministrem Pawlakiem, że kwestia oddzielnych taryf dla oddzielnych przewoźników powinna być tylko ich problemem - a nie pasażera. Gdyby ktoś podobne zdanie wypowiedział odnośnie np. ruchu lotniniczego - że bilety powinny być wspólne dla różnych operatorów - zostałby wyśmiany. (Zresztą, gdyby taka sytuacja miała miejsce, nie powstałyby chyba żadne tanie linie lotnicze.) I proszę teraz nie zarzucać mi, że sam sobie przeczę, powołując się na porównanie z transportem lotniczym - podtrzymuję, co napisałem kilka wersów wyżej: tak, transport kolejowy ma swoją specyfikę, ale to nie oznacza, że jest zupełnie "z księżyca". Powinien tak samo rządzić się rachunkiem ekonomicznym i racjonalnym gospodarowaniem. Wróćmy do meritum. Wydaje mi się, że czasami takie nawoływanie do jednej, wspólnej taryfy jest niczym więcej jak nostalgią za czasami PRL-u (i lat 90.), kiedy były tylko Polskie Koleje Państwowe i wystarczało wybrać pomiędzy pociągiem osobowym a pośpiesznym. Taki model współcześnie chyba nie miałby sensu, zresztą nie ma już chyba szans na powrót do niego. Stąd też wynika fakt, że młodsze pokolenie (nie tylko miłośnicy kolei, jak ja ;)) nie ma dużych problemów z rozróżnieniem Kolei Mazowieckich od Szybkiej Kolei Miejskiej lub Przewozów Regionalnych od pociągów InterCity. Tymczasem starsi, przyzwyczajeni do istnienia monopolu na kolei, mają z tym problem. (To też jest świadectwo porażki w komunikacji między spółkami kolejowymi a społeczeństwem.)
Sam fakt, że jadąc do Skierniewic kupuję bilet Kolei Mazowieckich, a RegioExpressem do Szczecina - Przewozów Regionalnych - to nie jest problem. (I chyba dla nikogo nie powinien być.) "Schody" zaczynają się, gdy łączymy w czasie jednej podróży usługi różnych przewoźników. Fakt konieczności zakupu oddzielnych biletów, czasami nawet konieczności zakupu w trakcie przesiadki (na którą może nie być zbyt wiele czasu...) - jest uciążliwością. Głównym problemem jest jednak nieadekwatność cen, o czym za chwilę. Oczywiście, można powiedzieć, że gdy ktoś jedzie pociągiem do Przemyśla, a dalej busem do Ustrzyk, też powinien mieć możliwość "wspólnego biletu", ale jednak w takim wypadku mamy do czynienia z różnymi środkami transportu. Tymczasem oddzielne taryfy na kolei powodują czasem sytuacje absurdalne. Przykładowo: gdy wybierzemy się nocnym połączeniem z Wrocławia do Warszawy, z przesiadką w Katowicach (pociągi TLK83200 i TLK45108), przemierzymy 510 km za 58,60 zł (2. klasa, bilet normalny); natomiast połączenie przez Poznań, tzn. TLK do stolicy Wielkopolski (TLK38200), a stamtąd RegioExpress do Warszawy (RE71110), to - mimo że dystans krótszy, czyli 473 km - cena wynosi aż 80,90 zł. (Sic!)
Moim zdaniem pierwszym krokiem powinno być właśnie usunięcie takich aberracji, dalej zaś dopiero - całościowa zmiana taryf (włącznie z wprowadzeniem bardziej liniowej charakterystyki cena/odległość).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz